za dużo czasu jednak nie mieliśmy... dzisiaj rano jak wstałam wyszedł z domku i widziałam, że to już koniec. Wieczorem czuł się bdb, dzięki lekom od 3 dni nie siusiał krwią, ale rano... o 10:40 z pomocą weterynarza zasnął na zawsze...

a mieliśmy mieć dla siebie jeszcze trochę czasu... Serce mi pękło, mam wrażenie, że wyrwano mi je

jeszcze jak patrze na Lafayeta, który ewidentnie tęskni za Whesleyem... To byli bracia, od zawsze razem, nie rozstawali się nigdy na dłużej niż 10 min... a teraz jest sam

muszę jak najszybciej znaleźć mu towarzysza, ale boje się jak zareaguje na obcego szczura...