My też się cieszymy

Smutek wymieszany z odrobiną radosnego oczekiwania jest łatwiejszy do zniesienia. Choć nadal, gdzie nie spojrzę...

Odejście dziewczyn coś w nas przełamało. Nie wiem, jak to określić... nic już nie jest takie samo, to oczekiwanie jest inne, nasze spojrzenie na życie ze szczurami. Póki nie doświadczy się utraty... ech, nie wiem.
Ciągle się teraz boimy, że dzieje się coś, czego nie dostrzegamy, a jak dostrzeżemy, będzie za późno. Że tłumaczymy sobie depresją coś innego, czegoś nie widzimy, albo, ze depresja o ukrywa, bo szczury i tak wyciszone, to nie widać... Życie pokazało, że nie jest to tak do końca irracjonalna obawa... jak długo patrzyłam na Czarnul, jak dawno pisałam, że coś nie gra, a nie wiem co... byliśmy z dziewczynami wczoraj u weta. Zabrałam je do pracy, potem wyskoczyłam do lecznicy i przejął je Michał. Tak po prostu, osłuchać, obejrzeć. Tydzień temu Tula pokichała, więc podaję wszystkim od tej pory betaglukan. Osłuchowo wszystko OK, oczywiście dziś co chwila słyszałam jakieś psiukanie znów. I czy nic się nie rozwinęło, a może znów jechać, tym bardziej, że wybieramy się w czwartek w nocy na weekend do przyjaciół, daleko, pociągami. Już jestem w strachu, że coś po drodze, czy nie będzie za gorąco, czy tfu-tfu na psa urok nic się nie zadzieje, a wet daleko... Zabieramy je, bo raz, że nie chcemy się zwyczajnie z nimi rozstawać, a dwa, że sądzę, że dla nich to mniejszy stres pojechać z nami, niż gdybyśmy im zniknęli na 3 dni i tylko ktoś by zaglądał. Wiem, jak reagują na wszelkie pozagrafikowe nieobecności. Wolno nam chodzić do pracy

No a oddanie komuś na ten czas... wiem, jak przeżyły ostatni, jedyny raz, mimo najlepszej opieki. Skoro więc jest taka możliwość, to chcemy razem. Do wycieczek jako takich są przyzwyczajone, zabieramy je czasem ze sobą do rodziców jednych albo drugich, żeby nie było, że każde wyjście to wet, zawsze dostaną coś dobrego i śpią
Liw dziś się trochę ożywiła, jak wróciłam z pracy, była poza sputnikiem, przyleciała do kuchni wysępić coś do zjedzenia razem z Tulą, a ja z radością uległam

Poczęstowałam żulice gotowaną kaszą, sobie też wzięłam, poleciały za mną i tak sobie pojadłyśmy

Dawno tak nie było... może powoli Liwcia wraca do siebie. Choć po mieszkaniu biegała jak po obcym terenie, niby swobodnie, bo zna każdy kąt, ale spięta, ostrożna, Pączkowi się udzieliło, wystraszona biegała, uciekała ode mnie. Nadal jednak w większości śpią/leżą, każda gdzie indziej.
http://szczury.org/viewtopic.php?f=37&t=38243
[*] Kluseńka, Czarnuszka, Pączek, Tulia, Liwia, Alutka, Tina, Czikita, Bajeczka, Filipek, Szarutka, Gadżet, Thau, Afri, Bąbelek, Dzidzia Rambo, Bulinka, Placuszek, Rudzinka, Bianuszka, Violetka, Wanilka, Lolcia, Tika, Lusia, Elżunia, Anuszka, Klekotek