Wakacyjny szał... Więcej zmian w pracy-bo urlopy. Więcej prac-bo gorąco. więcej nerwów-bo klient uważa się za bustfo bo stoi po drugiej stronie lady. A do urlopu daleko
Zamiast kontynuować to co zaczęłam, dziś napisze o czymś co zdarzyło się przed trzema tygodniami.
Byłam jak zwykle w jednym z dwóch moich ulubionych sklepów zoologicznych po karmę dla szczurzastych. Jest to jeden z niewielu sklepów w okolicy który nadal ma zwierzęta (czyt.gryzonie i ryby). z racji, że często tam zaglądam nie raz wdaję się w dyskusje z właścicielami ich córką i pracownicą.
Tego dnia owa pracownica poprosiła mnie bym poczekała chwilę aż inni klienci wyjdę gdyż ma do mnie pilna sprawę. Mimo że sama się spieszyłam uznałam za konieczne zostać gdyż taka sytuacja była dość dziwna a widać było że dziewczynie zależy. Gdy zostałyśmy same, dziewczyna zanim zaczęła mi tłumaczyć sytuację przyniosła z zaplecza małą klatkę z około 4-5cio miesięcznym Fuzzem. Mały był w opłakanym stanie fizycznym, do tego bał się wszelkiego głośniejszego dźwięku a na widok ręki w klatce wpadał w panikę. Jego naskórek był żółty z białym łuszczącym się naskórkiem, miał sporo ran, zadrapań, lekkie odparzania, oraz panikę w oczach.
Dziewczyna zaczęła tłumaczyć że była tydzień na urlopie więc nie wie co się działo w tym czasie lecz już wcześniej miał małe ranki, które uznali za niegroźne. Mieli nadzieję że tak jak reszta rodzeństwa znajdzie szybko dom. Niestety mały zawsze był bardzo strachliwy przez co od miesiąca był sam-nikt go nie chciał. Ze względu ma "brzydki wygląd" szczurka uznali że lepiej go schować na zapleczu. I w tym wszystkim pomysł w którym byłam im potrzebna.
Dziewczyna wraz z właścicielką (która w trakcie rozmowy dołączyła do nas poprosiły czy przy najbliższej okazji mogłabym zabrać malucha do weterynarza żeby go przebadał (później się dowiedziałam że gdybym się nie zgodziła mały trafił by na karmę dla jakiegoś węża-nie mówiły mi tego, żeby nie wywierać na mnie presji), Ze względu na urlopy, dużo obowiązków trudno im jechać z małym gdziekolwiek a wizyty domowe do szczura... podobno 2 lecznice ich "wyśmiały" że zoolog, że do szczura, kazali gadom dać
![angry >:(](./images/smilies/angry.gif)
. Mały ujął mnie swoją bojaźliwą istotą, do tego i tak na drugi dzień miałam umówioną wizytę w lecznicy zgodziłam się zabrać ten mały "nadbagaż". Będąc w domu gryzłam się z myślami, a co jeśli małemu faktycznie nic nie jest tylko doskwiera mu samotność. Przejrzałam trochę wątków na forum i byłam prawie pewna że całokształt może być objawem samotności ale mogły się tam wdać też nie miłe infekcje bakteryjne. Miałam plan.
Na drugi dzień gdy pojechałam po małego trafiłam na właścicielkę. Podzieliłam się z nią moimi obawami i zaczęłam dopytywać co się stanie z małym jeśli będzie potrzebował leczenia, kto za to zapłaci itp. Tu przeżyłam miłe zaskoczenie.
Właścicielka obiecała zapłacić za leki,wizytę tylko miała prośbę-czy mogłabym za darmo przygarnąć malucha, wyleczyć go i jeśli nie będę mogła go sama zatrzymać czy znajdę mu dom. Przeżyłam szok
![Shocked :o](./images/smilies/shocked.gif)
. Osiągnęłam więcej niż zamierzałam, chciałam by oddali mi malucha ale nie sądziłam że zapłacą za weta. Po tym jak niemiłe historie czyta się na forum byłam negatywnie nieco nastawiona. Kobieta zaczęła mi mówić, że owszem zarobek jest ważny lecz nie kosztem istoty które przez ich zapracowanie i niedopatrzenie przez nich cierpiało. I tak z pieniędzmi na leczenie i z małym pod pachą wylądowaliśmy u pani doktor.
Diagnoza: wtórne bakteryjne zapalenie skóry i samotność.
Dostał nieco leków, zalecenie przemywania ran, do tego zaczęliśmy od razu małego odrobaczać wewnętrznie i zewnętrznie. I najważniejsze zalecenie-dużo miłości,cierpliwości i towarzystwo.
Stosując się do zaleceń po 2 dniach gdy objawy zaczęły mijać i zaczął się przyzwyczajać do dotyku oraz obecności człowieka do małego w osobnej klatce dołączył nasz Skaut-7dmio miesięczny dumboszek-mały zuch.
Od tamtych wydarzeń minęło 18 dni a mały jest nie do poznania:D siedzi teraz w klatce z całą moją czteroosobową męską bracią i chodź nadal boi się Mikrusa to widać że jest mu dobrze. Skóra już jest całkowicie wyleczona ale pod codzienną obserwacją w razie co. Człowieka już się nie boi aż tak ale nie ufa obcym, trzyma się z dala. Skaut-jego kumpel, uczy go psot, czego wolno a czego nie (ale tylko gdy nikt nie patrzy
![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
) jak i również uczy go jeść warzywa owoce z którymi nie miał wcześniej styczności. Dostał też swoje osobiste imię na które powoli zaczyna reagować: Alf
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
Ot taki nasz mały kosmita.
Mimo, że na razie jeszcze nie wiem co z nim zrobię, wiem jednak że nie dam go byle komu. Sama mam 9 szczurków, nie wiem czy stać mnie na dziesiątego. Kto wie. Mimo to jestem z niego dumna
![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
Nieraz mam wrażenie, że gdy tak śpi między Sautem a Szamanem to beztrosko się uśmiecha. Tak po swojemu, szczurzo-szczęśliwie
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
Ostatnio byliśmy odwiedzić panie w zoologu. Były pod niemałym wrażeniem jak jest teraz milusi, jak się nie boi, dostał nawet paczkę karmy "na nowe życie"
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
. Wymogłam na nich obietnicę żeby chodziarz prze kilka najbliższych miesięcy nie sprowadzali szczurków.
Historia dość przykra, w końcu ucierpiał szczurek lecz postawa pań w zoologu budzi nadzieję że jednak nie wszystkie zoologi są aż tak złe
fajniejsze historyje może pożniej a teraz:
KTO CHCE FUZZZA?!?!? ;P chodź kto wie, może zostanie u nas