W sprawie weta, rację macie chyba obie. Też obserwowałam to co Merch; jeżeli kuracja trwała dłużej, to wyglądało na to, że jednemu czy drugiemu delikwentowi wręcz się to zaczynało podobać

. Tyle, że faktycznie mieli już do mnie mniejsze lub większe zaufanie a ponadto mam taką sprzyjającą okoliczność, że wet jest dwa bloki dalej i kiedy nawet trzeba zabrać do niego więcej szczurów, biorę każdego osobno. Wtedy cała jestem dla niego: głaszczę, przytulam, pocieszam... ma mnie w poczekalni i w gabinecie na wyłączność. Wet pozwala mi uczestniczyć prawie we wszystkich czynnościach.
Jeśli zabieg jest nieprzyjemny, zjawisko obrazy owszem występuje, ale szybko mija... a więź między nami jest wzmocniona.
W przypadku Czita, kluczowe wydaje mi się to, że jednak na razie cały świat wydaje mu się wrogi i żaden stres nie służyłby budowaniu zaufania. Ale jestem pewna, że to się zmieni .