To meczę dalej;
Nowy Olkowy podrzutek był malutki, chudziutki, i … kichajacy. Kichanie rozlegało się głośno i prawie non stop. Porfiryny brak, ruchliwość prawidłowa, jedzenie a i owszem , też prawidłowe szczególnie w zakresie pychotek. Ciekawość otoczenia powyżej normy, w kontaktach z człowiekiem urokliwa nieśmiałość, która pozostała mu do dziś. Z wyglądu biały futrzak tylko główka w kolorze dzikim.
Siedział biedak na kwarantannie półtora tygodnia, podpasał się pulpecikami z ryżu i kurczaka, jogurcikami, jajeczkami, warzywkami. Grzecznie spijał z palca kropelki Rutinacei o smaku malinowym i poprawiał vibowitem. Powoli przestawał być kościsty i rósł. Kichał rzadziej. Panoszył się w dżihadowym akwarium i prędko wykombinował jak się z niego wydostać, toteż kratkę zakrywającą akwarium musiałam przyciskać marmurowym takim czymś, co nie wiem do czego służyło, ale było w domu ( skąd?) i spełniało swoje zadanie bo ciężkie jak diabli.
Jak tylko mały przestał kichać zabrałam się za łączenie. Tylko gdzie? Przecież nie w wannie z której to sobie Kaszmir z Dżihadem zjeżdżalnię urządzili. Łazienka w całości przebuszowana przez towarzystwo, nawet na pralkę nauczyli się wchodzić ,że o szafkach i koszach nie wspomnę. W umywalce też się zagnieździli i grzebali w sitku odpływowym. Na suficie tylko nie byli. Chyba, bo głowy nie dam. Po łóżku w sypialni biegali, po podłodze też.
Reszta pomieszczeń odpadała, z różnych względów- albo wyłożone chłodną terakotą, a tam gdzie podłoga miękka i ciepła- pomieszczenia nieszczurodporne, czyli zakamarki gdzie można wleźć i nie wyleźć przez tydzień .Po blacie kuchennego stołu paradują koty, na sofie w salonie śpią psy, ogromniaste biurko na werandzie byłoby niezłe, ale na werandzie za chłodno. Garaż za daleko. No, chyba do sąsiada pójdę…
Łaziłam po domu, łaziłam i znalazłam. Wielka ,drewniana skrzynię, a właściwie jej wieko. Żadne tam nie było. No dobra… Wytargałam wielgachna skrzynię na środek pokoju, otworzyłam wieko. Ładna powierzchnia. Bałagan w środku nakryłam wielką folią ,żebym nie musiała chłopaków łowić z czeluści gdzie mieszkały stare swetry, i bluzy co to popadły w niełaskę. Jedziemy!.
Mały przebiegł pokrywę skrzyni i folię pstrząc rzadkimi kupkami, które cierpliwie sprzątałam, bo się hmm… rozmazywały. Po chwili na skrzyni wylądował Dżihad. Wąchnął małego , poleciał na na folię i rozpoczął wykopki. Maluch pobiegł w drugi koniec skrzyni i kombinował jak zejść. Zebrałam dwa futra, postawiłam na części drewnianej. Rozbiegli się do swoich zajęć. I tak kilka razy . No nie. Zmiana: Dżihad do klatki, Kaszmir na skrzynię. To samo. Wąchnięcie, wykopki ,kombinowanie jak zwiać.
Uparta byłam. Wszystkie naraz na skrzynię. Znów sie rozbiegli. Zero zainteresowania. Taa…. No to inaczej. Wanna umyta, na dno nieznany kocyk i wio na zjeżdżalnię. Wszystkie. Jakby tu określić to co zobaczyłam…
Coś w rodzaju dwóch śmigających futrzanych kulek i trzeciej, totalnie zdezorientowanej, bo jak już mały ustalił kierunek w którym chłopaki pobiegli i ruszył za nimi i już, już prawie doganiał, to oni robili w tył zwrot i znajdowali się w drugim końcu wanny .
Tak to oni sobie mogli latać do końca świata i by się nie spotkali.. Trudno- myślę-będą tak długo latać, aż się określą. Tydzień im dałam..
Uzyskany czas przeznaczyłam na kombinowanie klatki dla trojga. To znaczy, nie ma w tym specjalnie mojej zasługi, bo nie wysilałam się specjalnie: po prostu napadłam niejakiego Jasia, o którym wiem, że złota rączka i spytałam czy umie zrobić klatkę dla gryzoni. Umie. Jak dużą? No, dużą….Jasiu chłopaków widział, polubił z wzajemnością, wiec oporów nie miał.
Zakupy materiałów niezbędnych załatwiliśmy w jeden dzień siatkę zamówiliśmy przez internet i Jasiu po kliku dniach przyjechał z przenośnym warsztacikiem w celu wyprodukowania mieszkania dla panów.
W międzyczasie chłopaki się zauważyli, mały dostał na imię Timur i przykleił się do Dżihada jak satelita.
Nowy domek osiągnął wymiary –wysokość 170,szerokość 90, głębokość 70 i w trakcie montażu parteru wyglądała tak:
http://img543.imageshack.us/content_rou ... acaosc.jpg
http://img190.imageshack.us/content_rou ... netrze.jpg
http://img30.imageshack.us/content_roun ... lierze.jpg
Chłopaki klatką się zachwycili, bieganie i tupanie, skakanie było przez całą noc . Wiem, bo z latarką siedziałam i bezczelnie podglądałam .Konstrukcja z pożytkiem dla wszystkich; Chłopaki mają sporo miejsca, ja nie mam wyrzutów, że im ciasno, Jasiu ma zajęcie bo kombinuje co by im tu jeszcze zamontować.
A Timur? Najżwawszy z całej czwórki. Ma chyba motorek w tyłku. Chyba, bo sprawdzałam i nic nie zauważyłam, ale śmiga faktycznie z prędkością światła. W biegu daje buziaki, ciągle gdzieś się spieszy I.. he, he… Garbi się jak rasowy dzikus. Naturę ma czysto wiewiórczą. Łapie co się da, upycha gdzie się da i… zapomina. Spokojnie można go z wiewiórkami trzymać- bo by sobie razem pochowali te zapasy, to potem razem radośnie o nich zapomnieli. No, bo jakby co i głód w oczy zajrzał to przecież zawsze mogą na mnie liczyć….
Poznajcie Timura:
http://img88.imageshack.us/content_roun ... wtiulu.jpg
http://img96.imageshack.us/content_roun ... murzre.jpg
http://img846.imageshack.us/content_rou ... atimur.jpg