Haha, mam jeszcze wcześniej wspomniane łąkowe stwory:
Mysz polną o wdzięcznym imieniu... Zuzia -
http://i46.tinypic.com/xlw0bb.jpg
I nornicę, Norcię

-
http://i49.tinypic.com/29bbti9.jpg
To też efekty za dużego nosa mojego psa - Zibi -
http://i53.tinypic.com/347k66u.jpg
Przez mój dom przewinęło (i nadal przewija) się całe mnóstwo różnorakich gatunków, od kotów poprzez gołębie, jaskółki, kosy i jeżyki do odkarmienia na zającach kończąc, szczura mam pierwszy raz
Parę lat temu zaadoptowałam fretkę - znajdkę z Krakowa, pech chciał, że Maja (bo tak jej na imię było) musiała swoje na tej ulicy przejść, bezbłędnie polowała na balkonie na ptaki, jedna jaskółka żywot tak zakończyła bo wpadła na balkon (a balkon zabudowany więc ucieczki nie było), Maja była niejadkiem, ubzdurałam sobie, że zacznę jej sprowadzać mrożone pisklęta jednodniowe, piskląt takich w okolicy nie znalazłam, ale doszukałam się wylęgarni gęsi skąd raz w tygodniu przywoziłam martwe pisklęta (takie są uśmiercane, z wadami łapek, za słabe, zbyt późno wyklute), Maja była wniebowzięta. Kiedy jechałam po ostatnie w danym roku pisklęta, właściciel wrzucił mi garść dodatkowych i parę jajek życząc smacznego.
W domu okazało się, że te jajka do mnie "gadają"

a ja inteligentnie zamiast zostawić jak jest, podłożyłam pod lampę, żeby się grzały, 12 godzin później miałam wyklute cztery gęsi...
Trójka przeżyła pierwszy tydzień, jedno niestety z powodu wady nóżek nie dało sobie rady.
"Tutki" rosły jak na drożdżach (a raczej na trawie, mleczach i płatkach owsianych, których pochłaniały kilogramy) i nawet basenik im zrobiłam:
http://i56.tinypic.com/2n21v9z.jpg
Z czasem zaczęłam zabierać je na spacery, żeby ćwiczyły łapki, nie będę przytaczała komentarzy ludzi, którzy w środku miasta (małe bo małe, ale miasto) w parku zobaczyli gąsiarkę wodzącą swoje żółte dzieci do strumyka, albo fontanny
Dzieciaki rosły dalej i nastąpił kłopot, co z nimi zrobić, jak mam utrzymać trzy takie potwory na 7 piętrze w środku miasta?
Po paru dniach burzy mózgów, stanęło na Warszawie i miejscu u mojej dawnej przyjaciółki, tam nikt ich nie będzie chciał zjeść.
Zawiozłam je do Ząbek pod Warszawą (swoją drogą jazda z atrakcjami bo PKP, mięliśmy fajnego konduktora, który po poinformowaniu go, że wiozę niezwykle cenne Bernikle Złotoszyje do Warszawskiego ZOO zaczął ustawiać warty przy naszym przedziale

) tam w spokoju dożyły 4 lat, ostatnia z nich odeszła w zeszłym roku, jak na słabe brojlery skazane na śmierć, miały dobre i długie życie
I znów wracając do szczurosława, moje fretki dostają gerbery, to domowej roboty mięsna zupa z dodatkiem brokułów, marchewki, selera, ziemniaka i kuskusa, ale to zupka tłusta (bo na kaczce) i bardzo mięsna, mogę mu coś takiego dać czy lepiej sztuczne, kupne gerbery?