Zaniedbałam wątek, ale nie szczury.

Oswoiły się już nieco bardziej, poza klatką zachowują się już lepiej. Arya nie sprawia nam problemów, pozwala się brać na ręce, a gdy tego nie chce, po prostu wije się jak piskorz i się wymyka. Z Sansą jest różnie. Jak jest poza klatką, spaceruje sobie to nie gryzie w dłonie, chyba powoli się przyzwyczaja do dotyku. Gdy się zagrzebie np w kocu i próbujemy ją wyjąć - to gryzie, do krwi. Przy próbie podniesienia raczej tylko piszczy, chociaż czasem gryzie. Z klatki wywabiam ją albo zimową rękawiczką (jest z grubej wełny, jak tylko usłyszą pocieranie nią, to lecą) albo po prostu czekam aż wyjdzie, potem gdy wejdzie na ramię to ją zabieram. Czasem mnie w to ramię gryzie, wbija się w polar czy inny sweter i widać, że to też raczej mocne ugryzienia.

Jak włożę rękę do klatki to nie atakuje, chyba, że chcę ją ruszyć. Wtedy tak.

Nie wiem o co jej chodzi, potrafi zlizywać jogurt z opuszka palca a chwilę później wygryzać mi na przedramieniu dziurę w rękawie, jakby się chciała dogryźć do skóry. :\ Staramy się być cierpliwi i konsekwentni ale trochę się boję, że tak już zostanie i wiecznie będę się bała, czy aby przypadkiem próba wzięcia jej nie skończy się kolejnym plastrem. :\
Wczoraj zakopały się w polar na moich kolanach i usnęły. Mogłam je wtedy głaskać, tak to są w ruchu i nie da rady.
