Z newsów:
1) Chłopcy wszyscy znaleźli się w nowym domku - pod Krakowem. Koniec z ciśnięciem się w akademiku! Wczoraj wieźliśmy z mężczyzną tą ogromną klatkę - aż dziw, że nie wypchali nas z nią z autobusów... Mają tam nieco chłodniej niż mieli w akadymcu, ale dałam ich do najcieplejszego pokoju, nad kominkiem, do klatki wsadziłam kocyki, więc myślę, że mają dość komfortowe warunki. Daję im glukan od Odmiennej

2) Edziulka się przeprosił z Moonem i Tobiaszkiem. Tulą się już wszyscy do siebie, wzruszyć się można na ten widok. Nie jest już więcej złośliwy, nie wywala malucha na plecy, nie podbiera mu jedzenia. Ostatnio nawet przyłapałam go na nieśmiałym iskaniu Tobiaszka, ale na mój widok się speszył i udawał, że wcale nie miał ochoty go iskać

3) Tobiasz mnie ugryzł. Chyba nie jest przyzwyczajony do karmienia z ręki (albo jest wyjątkowym, szalonym fanem kukurydzy) - dawałam mu ziarno kukurydzki, a ten capnął mnie w palec (lekko wilgotny od soku kukurydzianego) i nie chciał puścić. Kukurydzkę zignorował. Odczepiłam go i wywróciłam na plecki, dałam znów kukurydzę, a ten znów mi się do palca dobrał, tyle że już słabiej, skóry nie rozciął. W końcu poddałam się i rzuciłam mu ziarno na ziemię. Powtórka z "rozrywki" była dziś, gdy paskudy dostawały kawałki mozarelli z glukanem skrytym w środku - ale i tu również na szczęście nie zaliczyłam porządnego rozcięcia. To już bardziej mnie pazurami paskudy drapią, niż Tobiasz gryzie, ale tak jakoś przykro go z ręki teraz karmić... Próbować dalej, ryzykując utratę palca?
