Niestety było bardzo źle, nadszedł ten czas gdy nic już nie pomagało

dusiła się... odeszła po samym podaniu narkozy. Rano chciała jeszcze biegać po pokoju, zaczynala lekko się podduszać więc zamknęłam ją w klatce by się uspokoiła i wygrzała, dostala teofilinę i furo, pomogło, poszla spać i znów była ciepła, 3 godziny później kolejny atak, mogłam jeszcze berotec ale... to już by było za wiele, za dużo cierpienia ... oddychała strasznie, praktycznie brzuchem, a nie górą, to musiało boleć

Rosa została sama, chcialam ją połączyć z Gabi i jej córkami- porażka, rzuciła się na Gabi, nawet na maluszki, zębów nie bylo ale taki dym, że po paru sekunach ją wzięłam.
jeszcze parę dni temu

;

;

;

;
Wczoraj u weta labki były osobliwym przypadkiem

obniżona temp. chore serce, problem z ukł. oddechowym- klasyka tego laba.

antybiotyk na długi czas, w sumie to przerwy tylko po to by im dać odpocząć.Ganges podobnie, siedzi w dużym pokoju, przy łóżku bo mam śmieszną nadzieję, że się obudzę na specyficzny dźwięk przy duszności...w sumie to możliwe, budzę się jak Ryjek kaszle w pokoju na końcu korytarza. Ganiu jest taki mądry, jak miał atak wzięłam go do kuchni, gdzie jest zawsze otwarte okno, miast się rzucać w panice znalazł w kąciku mokrą ścierę do podłogi i przycupnął na niej, skupiał się na oddechu i odkrztuszał przy oklepywaniu, potem gdy już przeszło dalej tak grzecznie siedzial tylko ścierę na polarek wymieniliśmy.
W tym wszystkim maluszki, są jak promienie słońca w zimowy poranek.
Prawdopodobnie dziś pierwsze szczury z mordowni.Kontrast do śmierci Shanti. Będzie "fabryka dzieci", może Gabiś odnajdzie w niej przyjaciółkę.Dziećmi Gabi przynajmniej nie rzucano o ścianę... Będa też myszy.
A od wczoraj gołąb, taki już prawie dorosły ale latać jeszcze dobrze nie potrafi, psy w parku miały by "zabawkę" :/ nie chce jeść, to mnie martwi, może jest obżarty bo dużo wydala.Oby tylko to.