Nawet życzeń nie widziałam, tak dawno mnie tutaj nie było... Dziękuję, po czasie, ale dziękuję :*
Choć nikt tu już nie zagląda, wpadłam tak przy okazji, na chwilę, powspominać...
Dostałam wiadomość na temat dwóch wyadoptowanych przeze mnie chłopców z miotu literkowego.
Braci mojego Jeffreya...
Uf... Tym razem info, że żyją i mają się dobrze, a 2,5 roku już mają! Cieszę się bardzo, bo ostatnie wiadomości dotyczyły głównie tych, które już odeszły...
Tak jak moje...
Nie mam już szczurów...
Tuluz pobiegł zaraz za Sokratesem, A Jeffrey w kilka dni za Mortem... Odejście Jeffreya zabolało mnie najbardziej... W przeciwieństwie do reszty Chłopców, on był zdrowy, miał dopiero dwa lata, mógł jeszcze pożyć... Tak jak jego bracia, którzy cały czas mają się dobrze... Znalazłam go po powrocie z pracy... Zadławił się... Tak po prostu pobiegł za Mortem...
Pożegnałam ostatnich ze swojego stada w marcu... Klatki kurzą się w piwnicy, może czekają na lepsze czasy, może nie... Nie wiem. Póki co, pomimo tych wspaniałych chwil, nie wyobrażam sobie ponownie patrzeć jak na koniec cierpią i odchodzą jeden po drugim...
Z przedstawionych Wam sierściuchów zostały mi koty i królik - Cody, Dean, Lizzy i Uszaty... No i rybki, choć te są wybitnie małosierstne...
Dołączyła do nas niedawno czwarta koteczka - Alusia i trochę robali... Ot zamiłowanie, jeszcze z dzieciństwa, do patyczaków i straszyków... Czyli dalej wesoło

Tylko Ogonków mi czasem brak...
