Niestety nie mam dziś dobrych wieści... Wczoraj przed pierwszą w nocy wróciłam z pracy i zobaczyłam, że w świeżo wysprzątanej klatce jest sporo plam krwi na papierowych ręczniczkach i hamaczku. Aż mi serce stanęło, że coś baby zrobiły najmłodszej, obejrzałam wszystkie, ale na żadnej ani śladu ran czy zadrapań. Dopiero jak obejrzałam Gadzinkę, która siedziała jakoś tak niemrawo na hamaczku, zobaczyłam kropelkę krwi na końcu ujścia cewki moczowej. Zanim wyszłam do pracy koło południa, wszystko było normalnie, a wieczorem siedziała osowiała i nastroszona. Była też taka "miękka", lejąca się przez ręce i dość wychłodzona. Po przełożeniu Gadzinki do transportera zauważyłam przyczynę czerwonych plam - zsikała się b. intensywnie, na czerwono.
Ponieważ tego wieczoru TŻ był po paru piwkach i kimał już u siebie, wsiadłam w nocny autobus i pojechałam do lecznicy. Na szczęście trafiłam na dr Jóźwik.
Przy badaniu pani doktor wyczuła jakieś zgrubienie (guz?

) głęboko w jamie brzusznej. Biorąc pod uwagę ogólną słabość, wychłodzenie i osowiałość, pierwsze podejrzenie padło na hipoglikemię. Niestety nie dało rady pobrać nawet kropelki krwi do zbadania glukometrem. Po kilku nakłuciach odpuściłyśmy, bo nic nie chciało lecieć, ani z łapki, ani z nóżki, ani nawet z uszka

Na początek Gadzinka dostała glukozę dopyszcznie i podskórnie kroplówkę - niestety ze strzykawki nie chciała pić. Do tego Dexavan (czy jakoś tak, w każdym razie steryd) przeciwwstrząsowo, enrobioflox i cyklonaminę (chyba tak to się nazywa) przeciwkrwotocznie. Dziś po południu mamy przyjść na kontrolę.
Podczas podróży Gadzinka "wyprodukowała" tylko jednego bobka w transporterze, poza tym aż do teraz nic. W nocy w ogóle nie ruszyła twardej karmy ani wody. Dałam jej teraz trochę płatków owsianych z jogurtem i nareszcie coś zjadła. Sprawdzę zaraz, czy coś wypiła, jeśli nie, to bierzemy strzykawę i poimy bezpośrednio dopyszcznie.
Mam nadzieję, że będzie dobrze
