Strona 15 z 41

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: śr cze 29, 2011 5:04 pm
autor: Maszka
mini pisze:Ale fajnie się Ciebie czyta :D
Cieszem siem! ;D
mini pisze:Jak sprawiłaś, że chciała siedzieć w bluzie? Moje jak tylko mają okazję to z niej wychodzą, chyba, że same maja taka ochotę.
Krzesło na środek pokoju, a ja z Ćwirllą na krzesło. Medha nie próbowała schodzić na podłogę, bo dla niej to jeszcze za wysoko, więc spokojnie czekała na koniec :P Zresztą jej się podobało zwiedzanie kaptura, rękawów itd. Trochę z nią również zwiedzałam pokój, brałam co jakiś czas też inne szczury, coby się ze mną nie zanudziła.


http://szczury.org/viewtopic.php?f=37&t=24116&start=105 - więcej zdjęć drzewa! Co tu dużo mówić. Gałęzie, gałęzie, troche pasków zaciskowych, troche szmatek jakiś kładek zamocować wg własnego upodobania - i gotowe! Zamontowałam na dole też drabinki z kratki na zlew, aby i Tinto odważył się wejść. Moje drzewo ma jakieś 170 wysokości - dla Szajby i eLek nie było problemem, eMki jeszcze nie poznały, Tinto wchodzi do połowy już ;) Dumna ze ślepolca jestem!

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 02, 2011 12:42 pm
autor: Jessica
http://imageshack.us/photo/my-images/822/img1947ug.jpg/ cóż za piękne focisze mnie ominęły! nadrabiam. cudeńka :-*

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: czw lip 07, 2011 11:49 am
autor: Maszka
Jessica, nadrabiaj, nadrabiaj. Postaram się wrzucić coś nowego, jak tylko aparat dopadnę ;)

Byłam dziś u weterynarza, w Homeopatii u dra Czerwińskiego, był też dr Niklewicz i jakaś kobieta. Ale od początku. Wczoraj wieczorem jak Medha zwiała mi na ramię i usiadła dotykając moje ucho boczkiem usłyszałam jakieś szmery? Porównałam z resztą - nie mają. Postanowiłam osłuchać je jeszcze rano. Tym razem wszystkie miały równe odgłosy i ja te szmery nadal słyszałam. Poza tym wszystko ok z apetytem, energią, futerkiem, brakiem porfiryny i psikania. W ogóle żadnych odgłosów nie było. Stwierdziłam - dobra, poczekam. Ale potem siedzę i myślę, przecież ja to słyszę, no na bank! Dobra, idę. Poszłam specjalnie na 11, aby zastać dra Czerwińskiego - zastałam. Przedstawiłam sytuację, osłuchał Medhę i popatrzył na mnie ze wzrokiem jakbym z wariatkowa była - nic nie słyszał. Polecił mi przystawienie jej sobie do ucha - ja znowu słyszę, on osłuchuje i dalej nie słyszy. No dobra. Zmierzyli temperaturę - w normie. Wszedł pan dr Niklewicz. Cz. powiedział aby dla pewności sprawdzić jeszcze drugiego szczura. Dałam mu Tintiego, przedstawiłam jego sytuację, że już tu był, i że na Wojska Polskiego też. Że miałam dawać mu bata-glukan, ale się nic nie zmieniało, więc odstawiłam, i też zmian nie było. Jego pierwszą reakcją było "Ale on gruby!" Tinto? Nawet nie 550g? I to jest gruby samiec? No gdzie? Osłuchał - nic nie słyszy, zmierzył temp - ok. Dalej patrzył na mnie jak na wariatkę. No dobra, takie wiadomości powinny mnie cieszyć, że nic nie jest, że wszystko ok, więc się cieszę. Ale dr Niklewicz jakże błyskotliwie (bo znowu, po 2 miesiącach) stwierdził, że ma przekrzywioną głowę, czyli pewnie przechodził wirusowe zap. błędnika. No nic - o tej diagnozie wiem, więc mnie to nie zmartwiło. Jednak pan Czerwiński postanowił rozwinąć trochę temat (w przeciwieństwie do dra Niklewicza 2 miesiące temu!). Powiedział, że to, że wyszedł z tej choroby jest niemal cudem! [warto zaznaczyć, że nikt z byłych domów nie leczył na to Tintiego. No albo się nie przyznali...] Powiadomił mnie też, że jeżeli była to ta choroba, to on tego wirusa dalej nosi w sobie i przy osłabieniu może znów u nas zawitać, a szanse na ponowne wyleczenie są bardzo małe. Po drugie ma podobno obciążony tym układ krwionośny i przy odrobinie nieszczęścia może stać mu się coś z mięśniem serca i czymś jeszcze (niestety nie pamiętam), przy czym jak to pan ładnie powiedział "nie ma szans i się "przewróci"". O tych konsekwencjach pan N nas nie powiadomił, ale postanowił się wtrącić po chwili namysłu, że to kichanie które nie chce się skończyć, może być efektem przebytej choroby i jest to po prostu taki odruch. Jeśli na tym by się skończyło to bym się, aż tak nie denerwowała, bo jeśli raz już zwyciężył i dostał szanse na życie, to drugi raz, stwierdziłam, że też sobie poradzi, że będziemy walczyć; ale się nie skończyło. Pan uświadomił mnie też, że jeżeli tego wirusa ma w sobie, to jeżeli odporność w stadzie się osłabi, to też to cholerstwo złapią, albo już mają, tylko się nie pokazało. Pięknie! Spytałam się o postępowanie z nim i ze stadem, to dał mi złotą radę (no po prostu ją uwielbiam) aby obserwować, a oddzielać od stada nie ma po co, bo i tak już miały kontakt. No dobra, przyjęłam do wiadomości, bo przecież już tego nie odwrócę, zapłaciłam te dwie dychy i wyszłam. Czekając na autobus uświadomiłam sobie pewną rzecz. Przecież Szajba właśnie miała podejrzenie zap. błędnika! Co oznaczałoby, że przy osłabieniu organizmu (w przypadku Szajby, był to guz, operacja, odnawiające się guzy, robaki) złapała od Tintiego to cholerstwo! Czyli gdyby Niedźwiedź do nas nie przyjechał, Szajba miałaby szansę jeszcze żyć?! Jego przyjazdem naraziłam eLki na tą okropną chorobę?! Przygarniając eMki przyniosłam im ją na tacy?! Jeżeli to wszystko się potwierdzi, to chcę Ciebie za to ol. przeprosić. Gdyby tylko dr Niklewicz, albo panie na Wojska Polskiego mnie uprzedziły... Przepraszam. Nie wiem co teraz. Kazał nie pozwolić mi na spadek odporności. Czyli przy każdym głupim przeziębieniu one mogą ją złapać? Przecież nie będę im dawać dzień w dzień beta-glukanu do końca życia? A potem co? Przecież jeśli np. Tinto i eLki odejdą, zostaną jeszcze eMki, które już mogły to złapać. Jeśli przygarnę jakiegoś szczura, on może od eMek się zarazić, przygarnę następnego on zarazi się od tamtego i tak łańcuszkiem to pójdzie? Czyli muszę doprowadzić do wygaśnięcia mojego Pierdołowego stada? To brzmi jakoś... dziwnie, nieswojo, a przypadek Szajby jeszcze dodatkowo potwierdza tezę pada doktora. W tej chwili brakuje mi Merch, która obiecała mi pomagać w trakcie leczenia eLek (tu podejmować decyzje) i całego stada (tu doradzać). Przy leczeniu Szajby, czułam już to zgubienie i "co dalej?", teraz czuję jeszcze większe. Nie chciałabym Jej zawieść, ani Ol.. O byłą opiekunkę Tintiego się nie martwię, bo generalnie jej już chyba nie obchodzi co się dzieje z jej kochanym podopiecznym - zero pytań, brak reakcji na maile, albo "baaaardzo rozbudowana" odpowiedź po miesiącu. Zawiedzenie szczurów, które mi ufają - też mi się nie uśmiecha. Jak zwykle uprawiam czarnowidztwo, ale co innego mam myśleć?

Kolejną dobijającą mnie wiadomością było nieznalezienie pracy wakacyjnej, a tylko dlatego, że miałam ją mieć, zdecydowałam się na pięcioogonowe stadko. Rodzicom też się coraz gorzej układa. Ale mam nadzieję, że sobie poradzę. Najwyżej wysprzedam cały pokój ;) Z utrzymaniem "na bieżąco" dam sobie radę na pewno, bo lubię "oszczędzać". Tzn oszczędzać nie robiąc nikomu krzywdy czy szkody - czyli np. nie kupuję hamaka za trzy dychy który zaraz zostanie zjedzony, tylko robię sama, nie kupuję jedzenia tylko mieszam sama, wydaję mi się, ze zdrowy (dowód za chwilę), nie kupuję gerberów za bóg wie ile, tylko robię sama wszystkie obiadki, z tego co zdrowego znajdę w lodówce etc. Nie wiem co będzie jak zaczną wszystkie poważnie chorować, ale od czego jest babcia? Nie ma pomysłu na co wydawać pieniądze, to jej w razie w. podsunę, chociaż aktualnie jesteśmy na wojennej ścieżce...

Dobrą wiadomością jest to, że mieszana przeze mnie karma jest jak najbardziej ok! Przypominając sobie futro które Tinto miał kiedy do mnie przyjechał widzę znaczną poprawę. Wtedy wzięłam to jako futro samcze, teraz widzę zmianę, jest gładkie, milsze w dotyku, a biel jest lśniąca :) Jest jeszcze jedna dobra wiadomość - mianowicie mam już obłożone półki kilkumilimetrowym plastikiem. Jeszcze muszę poprawić jeden otwór z okrągłego na kwadratowy i obić aluminiowymi kątownikami, bo zaczęły podgryzać i będzie skończona! Wreszcie ::)

Bym zapomniała o trzeciej dobrej wiadomości! Przez ostatnie trzy dni prałam hamaki (w których eMki bardzo lubią spać) mydłem antybakteryjnym, o bardzo lekkim, ale przyjemnym zapachu. EMki dalej lubiły w nich spać, przyzwyczaiły się do niego. Wczoraj od razu po wyjściu z lazięki i umyci rąk owym mydłem, poszłam do szczurów, w celu złapania Medhy, aby ja dalej przyzwyczajać do siebie. Spodziewałam się typowej dla niej reakcji przy łapaniu - krzyk i ucieczka. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po włożeniu rąk do klatki ona sama na nie wskoczyła! Teraz nie ma już żadnego problemu z łapaniem, czy podnoszeniem, nasze relacje są prawie jak relacje między mną a jej siostrą! :)

Człowieka który dotarł do końca mojego posta podziwiam i szczerze mu gratuluję! :D

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: czw lip 07, 2011 12:05 pm
autor: mini
Dałam radę i doczytałam :D

A tak serio. Dobrze, że wet powiedział Ci o tych wszystkich powikłaniach i możliwości zarażenia. Teraz będziesz bardziej świadoma tego, co może (odpukać) się dziać. Dbasz o szczury, troszczysz się o nie, więc jestem przekonana, że nie będzie w tym Twojej winy. Nie obarczaj siebie całą tą sytuacją, bo o niczym nie wiedziałaś przecież.
Można nawet powiedzieć, że to właśnie Twoja troska sprawiła, że się tego dowiedziałaś. Pomyśl ile jest osób, które nie idą do weta ze szczurem, który ma poważne problemy zdrowotne, a Ty? Poszłaś od razu, nawet jeśli ktoś patrzył się na Ciebie jak na wariatkę to było warto.
Trzymaj się Maszka, przepędź czarne myśli.. Uszy do góry! :)

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: czw lip 07, 2011 3:22 pm
autor: Maszka
Brawo Mini! Ciekawe ile będzie jeszcze takich śmiałków.
Dziękuje, za słowa otuchy :-*

Już ochłonęłam. Dalej jestem wkurzona na dra Niklewicza i na Wojska Polskiego, że nie rozwijają swoich myśli i się dowiaduję po paru miesiącach, w sumie z przypadku. W ogóle to muszę dopytać Asmeny czy u niej też był krzywy i gdzie wcześniej był na DT. Bo jeśli był nieleczony, to w. zap. błędnika by nie przeżył, więc może to nie to, a sytuacja Szajby była wynikiem czegoś innego?

Dzisiaj siostra mnie dobiła. Po powrocie od weta, pyta się co jest. Więc jej nakreśliłam sytuację i powiedziałam, że Szajba mogła to załapać właśnie od Tintiego, a ona na to: "To Szajbie też coś jest?"... "Taaak, nie żyje od ponad 2 miesięcy..." "A, no bo ja się w tych imionach gubię..." ::)

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: czw lip 07, 2011 6:35 pm
autor: ol.
tak czytając relację z Waszej wizyty, wydaje mi się, że wet trochę za bardzo nastraszył; albo może nie za bardzo, tylko trochę bezpodstawnie - nie wiemy przeciez co tak naprawdę było Tintiemu, tak jak piszesz - przechylona główka może być rezultatem różnych przebytych chorób, a one z kolei mieć różne przyczyny, nie wiem ale zapalenie ucha, może być przecież wywołane przez różne bakterie - samo w sobie owszem jest niebezpieczne, ale bez wymazu nie można wiedzieć jaki mikrorganizm zaatakował, a zatem czego nosicielem jest szczur...

zakładając, że przeważająca większość szczurów i tak jest nosicielami mykoplazmy lub pasteurelli, które rzeczywiście mogą dać o sobie znać w przypadku spadku odporności, nie można jednak popadać w paranoję - każdy spadek odporności uchyla również wrót innym pierwiastkom chorobotwórczym (np. nowotworom...); dlatego warto o nią dbać, ale straszenie jakimś skrytym zabójcą, kiedy nie padła nawet jego nazwa poparta konkretnymi badaniami, jest wg mnie przesadą ze strony weta :-\


przepraszać mnie nie masz absolutnie za co, przykrą prawdą jest że nie wiemy co siedzi w naszych szczurach (poczęstokroć lekarze sami nie potrafią nam powiedzieć), a ja cieszę sie że ćwirolle trafiły do osoby, która nie lekceważy symptomów, dąży do wyjaśnień jeśli coś ją niepokoi :)

a jeszcze- na czym w końcu stanęło badanie Medhy ? były jakieś zalecenia ?

wymizać ćwirille i nie martwić się na zapas ;)

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: czw lip 07, 2011 6:58 pm
autor: Maszka
Masz chyba rację ol. Zawsze najpierw panikuje, dopiero potem przetwarzam wszystko na spokojnie, stąd pewnie nie raz pojawi się jeszcze panikarska wiadomość w temacie. Ale prawdą jest, że lekarz mówił w taki sposób, jakby wydał wyrok śmierci na całe stado, a na Tintiego to już na 100% i że jego to wszystko na raz zaatakuje, praktycznie bez szans na leczenie. Dodał na koniec tylko "obserwować i się na razie nie przejmować", no ale jak ja się miałam nie przejmować po takich wizjach ze strony pana doktora, który przecież ma sporą wiedzę?
Rozmawiałam z Asmeną. Ona nie zauważyła, żadnej przekrzywionej głowy, szczury nie były na nic leczone, ale miały wizytę kontrolną i zalecony tylko vibowit. W DT w Wawie też nic nie miały robione, bo były tam tylko jedną noc, a potem jechały do Poznania. W DSie też nic. Wszystko wskazuje na to, że żadnego strasznego wirusa nie ma, bo szczur już dawno by nie żył.
Pan doktor i sytuacja z Szajbą tak wpłynęli na moją wyobraźnie, że ...zresztą widać we wcześniejszym poście ::)
No cóż jestem panikarą z wybujałą wyobraźnią. Ale jesteśmy czujni i obserwujemy stadko.

Badanie Medhy stanęło na tym, że mam halucynacje dźwiękowe ;) Pan nic nie słyszy, temperatura w normie, generalnie chyba stałam się tam wariatką nr 1! U reszty stada też nic nie słychać.

Dziękuję ol., za trzeźwe spojrzenie na sytuację oraz uspokojenie, taki post był mi potrzebny :-*

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: czw lip 28, 2011 10:44 pm
autor: mini
Witam, witam i o zdrowie pytam! :D

Co tam u was Pierdółki? :)

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: pt lip 29, 2011 7:16 pm
autor: Maszka
A witamy, witamy! ;)

Popierdółki mają się dobrze - jedzenie, spanie, jedzenie, spanie... Sadałko uderza im do dupek! O właśnie.. ja ich przestawiłam na dietę odchudzającą, a oni wszyscy poza jedną jedyną Laboni - przytyli! No żesz... Z Lamiśki już 2 szczury się zrobiły, taaaka wielka jest! przekroczyła magiczne 0,5 kilograma! Tożto wielkoszczur, a nie laborant...

EMki przedwczoraj miały swój pierwszy pełny, całopokojowy wybieg, niczym nieograniczony. Medhorka grzeczne dziewczę, ładnie sobie zwiedza, no ale Marsha... W niej to odezwały się dwa Duchy. Pierwszy Labonitowy Duch - zwiedzę każdy szczyt, choćbym miała zginąć (no przecie Gosia złapie...), a drugi to Duch Niszczyciel - zęby poszły w ruch, tapeta, ściana, teczki, papiery - no nigdy mi żaden szczur nie zaatakował" tylu rzeczy na raz. Chyba miałam zbyt grzeczne Szczurzysze ::)

Udostępniłam szczurom szafkę na którą niegdyś tylko Labonita wchodziła i była przeze mnie zdejmowana - myślałam, że to zmniejszy jej zainteresowanie. I zmniejszyło. Przecież ona się nie będzie interesować byle szafkę dla pospólstwa (drabinka dostawiona to i nawet Tinto sobie radzi), ona wejdzie wyżej! A jak! W górę, w górę! Pierwszą "niedostępną" półkę przebolałam podobnie jak drugą i trzecią, nawet książki, ale Laboni zlituj się do zamykanej szafki już nie wchodź! Nie zlitowała/..

Marsha chce przejąc dowództwo! ELKI lądują na plecach i popiskują, czasami sytuacja się odwraca, jednak myślę, że jak Marshula trochę podrośnie, to będzie na szczycie :) Tintim się nikt nie przejmuje, jest ostatni. Czasem się stawia, to mu wleją i po problemie :P

Muszę sprzątać klatkę, już od 0,5 godziny próbuję się zabrać... Dzieciaki zostawiam pod opieką mamy na tydzień. Bidoki w klatce będą siedziały, ale mam nadzieję, że przeżyją zwłaszcza, że jest duża. Ale martwię się, czy drzwi wytrzymają - na każdym piętrze w drzwiach jest jedno takie miejsce gdzie drewno jest odsłonięte i już raz Tinto je zaatakował, po obklejeniu pięknie taśmą, nie ruszają i mam nadzieję, że nie ruszą, a jak tylko znajdę jakieś kątowniki to przyczepie to żelastwo, aby drewno nie kusiło żółtych zęboszy.

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 30, 2011 8:59 am
autor: ol.
Maszka pisze:Udostępniłam szczurom szafkę na którą niegdyś tylko Labonita wchodziła i była przeze mnie zdejmowana - myślałam, że to zmniejszy jej zainteresowanie. I zmniejszyło. Przecież ona się nie będzie interesować byle szafkę dla pospólstwa (drabinka dostawiona to i nawet Tinto sobie radzi), ona wejdzie wyżej! A jak! W górę, w górę! Pierwszą "niedostępną" półkę przebolałam podobnie jak drugą i trzecią, nawet książki, ale Laboni zlituj się do zamykanej szafki już nie wchodź! Nie zlitowała/..
nie powiem - znajomo, znajomo ... ::)
ale też nienudno dzięki temu ha ha ! O0

ło i Marsha okazuje się akuratnie w ton nawiedzona :D oby się w niej tylko nie odezwał jeszcze i Duchowy Duch, bo wtedy takie sprzątanie klatki na przykład, to będzie dłuższa sprawa i większym zębatym ryzykiem obarczona :P

pozdrawiam, udanego wyjazdu życzę, a po powrocie na sesyjkę cicho liczę ;)

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 30, 2011 10:14 am
autor: Maszka
pewnie, nikt się nie nudzi, zwłaszcza ja - ratując "spadające" zewsząd szczury O0

O sprzątanie klatki się nie martwię, bo wtedy szczuroki zwykle są na zewnątrz. Ale tak czy siak gryzaków więcej nie chcę (no Lamji już parę razy zdarzyło się zaatakować intruza w mojej postaci...)

Dziękuję, jednak zostałam skazana na wyjazd z dziadkami i zastanawiam się czy z nudów nie umrę :P (a prawie w Twoje okolice jadę) Chciałam Koresława zabrać ze sobą, aby połazić z nim po okolicznych lasach, popływać w jeziorze, na to dziadek "Ja z żadnym kejtrem pod jednym dachem spać nie będę!" :P

O sesję się postaram, więc za tydzień zapraszam!

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 30, 2011 10:38 am
autor: mini
A czasem człowiek liczy, że kolejny wybieg będzie spokojny, taki jak chcemy i pozbawiony naszych interwencji :P Nie da się - mission impossible ;]
Tak to już urok ogoniastych :)

Kciukam za pogodę dobrą na wyjeździe!
No i też czekam na sesję ;)

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 30, 2011 12:47 pm
autor: Blanca
Czasem się zastanawiam, czy aby przypadkiem szczury nie robią tego specjalnie, abyśmy prędzej czy później dostali przez nie zawału :) Patrz, patrz, ja latam! - i spada z najwyższej półki, nie wiadomo jak się na nią wcześniej wdrapawszy. Nie mogę się nadziwić, ze twoi rodzice tolerują aż 5 ogonów, moi z dwoma czasem mają problem i uważają mnie za wariatkę. Przyznaj, masz jakieś specjalne zaklęcie, czy zasługa stoi po twoim uroku osobistym? ;D

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 30, 2011 4:39 pm
autor: Maszka
Oj spokoju z nimi nigdy nie ma. A ja głupia, ja naiwna miałam okres poważnego zastanawiania się nad całonocnymi wybiegami ::) Wywrócony wazon, cała woda na podłodze, a na dokładkę uskrzydlone szczury - rozwiały moje myśli :P

Blanca, moim specjalnym zaklęciem jest dokładanie szczurów stopniowo ;) Ilość szczurów od samego początku wyglądała tak: 1 -> 2 (interwencja babci i siostry) -> 1 -> 3 (tutaj czysty przypadek, szukałam towarzystwa dla osamotnionego Szajbowategocielęcia, ale żadna z adopcji nie wypaliła i byłam "zmuszona" zakupić szczury od Merch, a Ona tylko dwójkami wydawała) -> 4 (zawsze marzyłam o kastracie więc się udało namówić, bo to taka "okazja") -> 3 -> 5 (tu podobnie jak przy eLkach od Merch, ale ściemniałam z brakiem szczurów do adopcji; no tak to w skrócie było). Poza tym szczury utrzymuję z własnej kasy, a oni czasem tylko kupią coś na moją prośbę np. wilgotne chusteczki, czy suszone warzywka, a że zwrotu kasy nie chcą to się kłócić nie będę :P Trochę pomęczysz rodziców i też Ci się uda ;) A co do wariatek - mnie też za taką mają, nie ma się czym przejmować!

Re: Moje Pierdoły kochane;D

: sob lip 30, 2011 5:30 pm
autor: Blanca
Dziękuję za odpowiedź :) Miałam w czasie szkolnym taki okres, że kiedy wracałam ze szkoły rozglądałam się i szukałam po krzakach, czy aby jakiś wyrzucony przez kogoś szczurek się tam nie zabłąkał ;D Tak samo jak ty szukałam sobie jakieś wakacyjnej pracy, żeby uzbierać trochę oszczędności, niestety nic nie znalazłam. Ale może jeszcze coś się złapie, choćby zmywanie naczyń w jakieś knajpce.
Wytarmoś ode mnie swoje stadko!