wczoraj próbując robić różne rzeczy, myślałam sobie jak już je zrobię gdy cholerna grypa odpuści... no i wu a la, dziś dość spora poprawa

moja mózgownica nie nakłania mnie już do czynienia różnych dziwnych pomyłek, a przy próbach sklecenia paru zdań nie słychać wolno poruszających się trybów... wypełniłam dziś nieco moich planów....i głowa zaczyna mnie boleć ponownie, gdy pomyślę ile zaległości do nadgonienia

wszystko rozłożone na pare dni teraz się skumulowało

no ale nic, zaczęłam od rzeczy przyjemnych, czyli nowa klata dla Rozalki, mojej stałej rezydentki.Niestety dwie próby łączenia, zakończyły się dla Rozi bardzo przykro, z jednej wyszła podrapana niczym po zetknięciu z żywopłotem, z drugiej już jak po tarzaniu się w drucie kolczastym

brakowało dosłownie z 1 mm by na brzuszku i karku skóra była rozcięta na wylot

pierwsze to łączenie z Gabrysią

drugie z Magnolką i dzieciakami

nie wiem co jest, dlaczego tak jej nie lubią...o ile Gabisiowe naznaczenia były jeszcze dopuszczalne, o tyle Magnolkowe- już przegięte

na razie odpuściałam jej kolejne próby poszukiwania koleżanek, dostała większą klatkę...Magi i Gabi są bardzo układne, więc jeśli one zafundowały jej takie przyjęcie, to ja już nie wiem kto zafunduje lepsze

a to już prawie zagojona Rozi i jej nowa klata...
kuweta zmaltretowana przez mojego królika Fuzleka, którego jeszcze nie poznaliście

przeszła starcie z sodą oczyszczoną i płynem do kibelka, ale Fuzlek pracował na ten kamień z 3 mies.a trzeba Wam wiedzieć, że to gwałcący co się da nie kastrat ;]obecnie w wieku emerytalnym, co nie przeszkadza mu lać gdzie się da :] niestety moje szorowania niewiele pomogły, tym bardziej że wcześniej nie przykładałam się do usuwania tego kamienia
btw. jeśli ktoś Wam kiedyś mówił, że każdego królika da się nauczyć sikania w jedno miejsce bądź do kuwetki - to nie wierzcie, Fuzleka prędziej by szło nauczyć gry na gitarze :]

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;

;
mały alienek

;
ost. trafiła też do mnie Matylda... pochodzi z mordowni, tej samej co maluszki, pewnie rodziła je niczym fabryka

Matylda miała jechać do cavuni, ale transport nie wypalił... gdy ją pierwszy raz zobaczyłam, o mammo... czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia do zwierzęcia ? jeśli nie istnieje, to to wyjątek

... może to dlatego ,że tak bardzo przypomina Ahimse

ale, to też to jej "coś" mieciutkie futerko, duża, spokojna i te oczy...czarna kapturka <3...no i wiek...i guz + ropień...nie, ja już nie mogę Matyldzi oddać, 6 tymczasek z kwietnia znalazło domek

no i 3 dumbo chłopcy

i i i ... i to była miłość od pierwszego wejrzenia

a oto moja piękna panna Matyldzia Bubalina

;

;

;
bidulu mój dostaje zastrzyki z genta. oj boli marudę moją, po wszystkim, gdy ją głaszczę i opowiadam różne rzeczy, Mati mruży oczka i się trzęsie, na zmianę...

niemniej, coraz śmielej reaguje na moją obecność

nie wiem ile jej zostało czasu...oby to był tylko ropień i ew. limfa, miała ranę (dziab) a może ludzka ręka ?:( może ktoś nią rzucił

bo na boku ma coś jak limfiaka od uderzenia
