wierzchnie już wyjęte
u Mati tylko te od sterylki zostały( bo ma 3 miejsca
..) u Tosi nie widzę od sterylki, 2 rany od guzów- szwy wierzchnie wyjęte
nie chce jej męczyć sprawdzaniem tych na dole, na szczęście dr Rzepka zakłada jeszcze wewnętrzne i te najwyraźniej sprawiają, że nic się nie rozłazi (odpukać !)
ogólnie dziewczynki czują się dobrze, wpatrzone we mnie jak w obrazek, czego kompletnie nie pojmuję, po tym co im zafundowałam :| cieszą się gdy mnie widzą
podbiegają do mnie i pozwalają głaskać, a wczesniej Mati chciała gryźć, a Tosia uciekała gdzie się dało
od tygodnia sypiam na raty po pare godzin i zaczynam wariować
wieczny stres, poczucie odpowiedzialności...dziś nakrzyczalam na osobę którą tak naprawdę lubię
krzycze na ciury jak się biją
mam potem wyrzuty, a one i tak nic sobie z tego nie robią ...
muszę odpocząć, w weeknd rozwózka ... i "wakacje" choć 2 dni wolne od wiecznego "zwierzakowania" bo zwariuję
wolałabym rowy kopać niż brać kolejną odpowiedzialność za życie i zdrowie zwierzęcia, wstawac 10 razy w nocy, niż dogadywać kolejną trudną adopcję, niż znów coś tlumaczyć, niż znow zwracać uwagę tak, by broń bóg nikogo nie urazić, niż znów jechać tym cholernym pkp po Polsce ... po prstu mam dosyć
ost. 2 mies. wbiły mnie w ziemie, chciałabym za jednym zamachem wytłumaczyć całemu światu, że chwilowo muszą pytać o pomoc gdzie indziej, zamiast tego staje się napastliwa
bo czuje jakby ktoś uwieszał się na mnie gdy i tak ledwo stoję
więc jak komuś coś, to przepraszam... nie wyrabiam
szukam pilnie wizyty przed adopcyjnej w Wrocławiu... mam czas do soboty, inaczej adopcja Buni i jej córki mi przepadną, a Bunia robi dym z Rosą i znów kolejna klatka
ktoś kto miał iść na wizytację...cóż, wygląda na to że to "olał"