Jakie miłe powitanie! Naprawdę czuję się jak u dawno nie widzianych znajomych, bardzo dziękuję
Nawet nie wiem jak zacząć, tyle czau minęło, ale chyba najlepiej będzie chronologicznie. Zacznę od naszego starego stadka...
Problemy się zaczęły kiedy dziewczyny skończyły 2 lata.Tak się o nie martwiłam, starałam się prawidłowo składać posiłki, a jednak nie uchroniło to Cykałki - malutkiej kapturki. Odeszła zaraz przed Mikołajkami 5 grudnia. Podobno grudzień to miesiąc największej ilości zgonów wśród ludzi... czyżbyśmy i to również dzielili ze szczurami? Cykałki nie sposób było upilnować. Najspokojniejszy, najbardziej nieśmiały i uległy szczurek ale pod tym pozorem wzorowego zachowania krył się mroczny sekret Cykałki... jako prawdziwy gryzoń zasługujący na to miano mała szczura jadła wszystko! W każdym razie wszystko musiała obwąchać i skubnąć. Do szału doprowadzało mnie podgryzanie moich skarpetek na wybiegu – zdarzało się, że jej ostre ząbki próbując skubnąć materiał skarpetki, skubały i moją skórę lol Nie mogłam jej odgonić od drzwi, które z wielką zaciętością obgryzała licząc na odległe lądy przedpokoju
Ale zawsze wiedziała kiedy ja namierzyliśmy, czasami się udało ją odgonić ale wracała jak bumerang. Oczywiście jak tylko ją złapałam i mycha poczuła, że zasłużyła na solidny ochrzan od razu robiła najsłodszą niewinna minkę jaką tylko małe urocze stworki są w stanie rozmiękczyć właściciela.. na mnie niestety działało. Do tego przytulała się mocno do mojego ramienia i całkiem to lubiła. Trzeba tylko było uważać żeby jej przytulanie nie skończyło się dziurą wyżartą na samym środku bluzy. Myślę, że to obgryzanie wszystkiego było przyczyną przedwczesnego opuszczenia stadka
Zaraz po tym Michał zrobił wygodne kładki w klatce żeby starsze panie miały wygodniej. W lutym Piskałka zaczęła chudnąć i mieć problemy z poruszaniem się. Ten początkowo puchaty szczurek z szarymi kędziorami prawie całkiem wyłysiał, została szalona grzywa
Bardzo się do niej przywiązałam. Po przełamaniu początkowego strachu Piskałka stała się przesłodkim miziaczkiem, który uwielbiał siedzieć na kolanach, na ramieniu, ciągle do mnie przybiegała na wybiegu. Na pewno miała problemy z oddychaniem – miała to od początku ale Pani Weterynarka mówiła,że widocznie tak się już urodziła. Wyglądało na to, że miała też problemy z kręgosłupem, przybierała tak zaskakujące pozycje gdy się odprężała. Często siedziała jak kura na grzędzie i główkę prawie zakręcała pod półkę. Poczułam się zaniepokojona kiedy przestała jeść.. ale udało mi się ją przekupić smakołykami, specjalnie kupowałam dla niej banany, jogurty naturalne i troszkę się jej polepszyło. Tego dnia wyszła na wybieg z resztą szczurków.. ale kolejnego dnia była znów taka słaba. Ostatni wybieg.. wyciągnęłam malutką chudziutką Piskałke i mruczała wiedząc, że leży sobie spokojnie na moich kolanach. Była szczęśliwa i to była najważniejsze. Reszta stadka wybiegała się za wszystkie czasy i w końcu nadszedł czas do klatki. Piskałka zaczęła się niepokoić, prawie nie mogła się ruszać ale wiedziałam, że chce jeszcze zostać na kolanach. Za 15 minut zasnęła na zawsze w moich rekach mała biedulka. Strasznie za nią tęsknię. Wspominam z ogromnym sentymentem. Każde żywe stworzenie, z którym nawiązujemy bliższy kontakt pozostaje we wspomnieniach.
Strzałka poczuła się gorzej 2 miesiące po Piskałce. Daliśmy Mychę do transporterka żeby nie musiała się dużo przemieszczać. Problemy z ruchem nie są przyjacielem szczurka. Baliśmy się, że spadnie i się poobija w dużej klatce. W transporterku szczuras wyglądał na zadowolonego – o dziwo! Jak kiedyś musiała siedzieć z Piskałką to zachowywała się jak więzień a tym razem doceniła uroki spokoju, lenistwa, braku ruchu. Dostała wygodny słoiczek, polarek, własną kolbę i michę. Postawiliśmy transporterek na dużej klatce, więc czuła się jak w apartamencie. Na wybieg wychodziła razem z Szefową i Indianą więc nie było źle. Do tego czuły się przez kratki – miała koleżanki blisko siebie a na wybiegu mogły się trochę pomiziać. Wyglądało na to, że Strzałka ma się dobrze. Jednak po jakimś czasie zaczęła być bardziej osowiała pomimo tego, że bardzo często żeby tylko ja pomiziac i żeby poczuła towarzystwo wyjmowałam ją z domku. I znów poprawa… wygłaskałam a na drugi dzień pod troskliwą opieką Michała Strzałeczka, nasza miss stadka ruszyła za tęczowy most.
Zostały dwie dziewczyny i to najsilniejsze - Szefowa i Indiana. Pomimo mocnych charakterów i walki co jakiś czas jakoś się razem dogadywały, chociaż brakowało im reszty stadka. Same w dużej klatce. Szefowa, nasza charakterna czarno - biała kapturka zawsze taka pełna optymizmu i energii zaczęła tracić blask w oczkach, coraz częściej wolała siedzieć w wygodnym miejscu na wybiegu i po prostu obserwować okolicę zamiast przemierzać w podskokach swoje małe królestwo. Od braku ruchu zaczęła przybierać na wadze ale starałam się ją zachęcać do ruchu. Któregoś dnia był u nas mój brat - sam uwielbia szczurki, bo jeszcze kiedy byliśmy młodsi i mieszkaliśmy z rodzicami mieliśmy dwa szczuraski. Przyszedł pooglądać dziewczyny, tym razem były śpiące więc nie dały się namówić na mizianie. Szefowa bacznie obserwowała mojego brata przez cały czas. Musiał iść więc pożegnałam się z nim i wyszedł - od razu wróciłam do nich bo jakoś czułam smutek Szefowej. Kiedy podeszłam do klatki już wiedziałam, że Indiana została sama.
Indiana, ostatnia kapturka, czuła się samotna ale akurat sporo pracowaliśmy w domu przy komputerach. Zamieszkała u nas na kanapie, na początku była zainteresowana okolicą i wybrała się na kilka spacerów ale szybko zdecydowała, że siedzenie między nami, wspólne oglądanie telewizji, filmów albo towarzyszenie nam kiedy byliśmy zajęci pracą bardziej ją interesuje. Staliśmy się jej ludzkim stadkiem i spędzaliśmy z nią jak najwięcej czasu. Wyglądała na całkiem zadowoloną naszym towarzystwem. Spała w moim polarze i jak tylko wstawaliśmy rano wystawiała łepek żeby nas przywitać. To był środek lata wiec codziennie dostawała świeże mlecze, czereśnie, truskawki, starałam się ją rozpieszczać jak tylko mogłam. Ale i na naszą twardzielkę przyszła pora... straciła radość życia i wiedzieliśmy już, że to kwestia dni. Codziennie z biciem serca wstawałam rano i pierwsze kroki kierowałam do niej. Ostatnie chwile spędziła na moich kolanach, owinięta cieplutkim polarkiem
Nie chciałam kolejnego stada, wiadomo, że człowiek się przywiązuje i tęskni. Tym razem namówił mnie Michał... no i mamy 6 ślicznych dziewczyn z Kołobrzegu, o których postaram się napisać wkrótce i dodać zdjęcia