Dziś lepiej to wygląda. Na zdjęciach okazało się, że otrzaśnięta została sama skóra, kość jest cała:
Wczoraj jeszcze pomazałam neomecyną, a dziś mieliśmy iść uciąć ten wiszący kapturek, jednak w nocy został najprawdopodobniej zutylizowany przez samego Biesa. Teraz na przekroju ogona widać czubek ostatniej kosteczki, ale jest bardziej schowany i zaschnięty w mięsku niż wczoraj. Mam nadzieję, że pod podwójnym kilkudniowym zabezpieczeniu antybiotykowym będzie się dobrze goić. Nie bardzo widzę co wet mógłby jeszcze dodać, bo zszyć raczej nie ma czego
Nadrabiając w pozostałych tematach chorobowych - chyba nareszcie z Vladem wychodzimy na prostą. Bo straszyło kocisko.
Ok. tygodnia po zabiegu – rozwinęło silną gorączkę. Wet podejrzewał stłuczenia narządów wewnętrznych i inne jeszcze, ale badania tego nie potwierdziły. Przeszliśmy więc na silniejszy antybiotyk i kociszczę powoli "odbija". Tylko zmizerniał bardzo.
Ech, naprawdę miło byłoby na tym zakończyć ostatnią czarną serię.
A jednak na horyzoncie delikatnie majaczy następny potencjalny pacjent.
Berta ?
Niby nic szczególnego – no węszy i biega i stacza wycięskie boje, ale coś jest nie tak, oddycha inaczej, głębiej.. na początku tak subtelnie, że zastanawiałam się czy mi się nie wydaje, ale kolejne dni obserwacji – i nie
A więc wcieczka do stolicy, za 2 tygodnie
![Undecided :-\](./images/smilies/undecided.gif)