Wiem, że dam radę (dałam już rade 16 razy - dam i ten 17nasty)
Ale nie jest łatwo.
Pocieszające, choc niewiele jest, że nigdy nie stworzyłysmy z zurka żadnej wyjatkowej więzi.
Owszem, ona była wspoaniała, wyjątkowa i czasem zachowywała sie bardzo oryginalnie, ale nie potrzebowała mnie do szczęścia. Całe życie była silna kobieta, która wie, czego w zyciu chce i sama sobie to zapewnia. Nie przychodziła sie przytulać, bo zawsze miała milion innych spraw na głowie. Nie miała dla mnie czasu!
Ale zawołana po imieniu ZAWSZE przybiegała radosnie. Nigdy mnie nie ugryzła, nawet lekko. Była kobieta z charakterkiem, urocza, ale wiecznie zajętą, mająca na głowie całe stado, bardzo odpowiedzialna za innych.
Dopiero na starośc stała się inna. Przychodziła w poszukiwaniu pieszczot i w poczuciu osamotnienia. Dopiero niedawno mogłysmy tak naprawdę się zaprzyjaźnić, bo zurka przestała być dominantką, przeszła na emeryture i przystopowała trochę tempo zycia.
Przezyłyśmy razem kawał czasu!
Zurka zdąrzyła pożegnac Gratkę, Antosia, Jolkę - z którymi wcześniej mieszkała - Pewnie znów są razem.
A także Benjaminka, Bonifacego, Marunię i Heńka - nie mieszkała z nimi w jednej klatce, bo panowie byli z jajkami. Teraz pewnie nadrabia stracone kontakty. W szczurzym niebie chyba nie ma niechcianych ciąży :roll:
Boże, tyle szczurków mi sie przez zycie przemknęło, a Zurka była i była.... Myślałam, że bedzie juz zawsze.
Była dzielną samiczką. Zdrową przez wiekszość życia. Pierwsza wizyta u weta w wieku 2,5 roku. Wtedy zaczęły sie problemy z nóżkami - postępujący niedowład, a potem guzisko sie przyplątało...
