Podejrzewam, że na tym etapie to raczej uczucie rezygnacji i poddania się, ale jak już zaakceptuje swoją pozycję, powinien szczerze polubić Twoje pieszczoty i nauczyć się czerpać radość z kontaktów z Tobą. Generalnie to dobry znak. Pisz, co dalej. :-)
Jego Wredność Fredryczek sprawia niestety wrażenie, jakby przestał robić postępy. Czuje się już dość pewnie, chętnie wyłazi z klatki na pudełko i schodzi na stolik. Na próby głaskania poza klatką (nie mogę się oprzeć chwilami) reaguje ożywieniem, złością i ucieczką do klatki - z błyskawicznym odwróceniem się w moją stronę tuż za drzwiczkami i odstawianiem macho. Co więcej zaczął sprawdzać zębami moje dłonie, kiedy spokojnie pisze na komputerze i mu nie przeszkadzam. Bardzo lekko, ale sama próba to zły znak, rozwydrzył się złośnik jeden. Mam jednak coś na jego usprawiedliwienie - roznosi go energia. Im więcej na niego patrzę, tym bardziej pewna jestem, że to młody szczur. Cały czas brykać by chciał, wskakuje i wyskakuje z klatki, biega po stoliku i generalnie stara się korzystać jak może z ograniczonej przestrzeni, którą ma do dyspozycji. Pilną sprawą staje się zakupienie mu porządnej, dużej klatki - oto jak wredny agresywny gryzoń zmusił mnie do szybkiego szukania wakacyjnej pracy...
Za kilka dni wracam na wakacje do domu do Łodzi. Do przeprowadzki Fredryk będzie traktowany po staremu - łagodnie i spokojnie. Jak nie zrobi zauważalnych postępów (a śmiem podejrzewać, że nie zrobi), w domu zaczniemy stosować metodę siłową. To powinno szybciej i skuteczniej przekonać go, że w tym układzie to ja jestem i będę górą. Szczerą mam nadzieję, że to poskutkuje. Żal patrzeć, jak cały dzień sam siedzi i się wścieka co jakiś czas bez wyraźnego powodu. Ograniczona przestrzeń i samotność muszą go frustrować. Jak tylko w pełni zaakceptuje moją dominację, spróbuję ostrożnie zapoznać go z dziewczynami. One są go coraz bardziej ciekawe i zupełnie nie wykazują agresji. Jeśli i on będzie grzeczny (a na szczęście przestał reagować na nie atakami furii), może jednak zamieszkają razem. To byłoby wyjście najlepsze dla wszystkich.
Teraz Lin-Lin biega po stoliku i z zaciekawieniem obwąchuje klatkę i okolice. Fredryk jest bardzo podekscytowany, ale nie jeży się, nie fuka i nie próbuje gryźć przez kratki. Z wielką uwagą obwąchuje zostawione przez Linkę ślady. Niestety nie mogę odpędzić jej od jego klatki i sytuacja zaczyna się robić denerwująca - przynajmniej dla mnie. Choć i oni coraz bardziej nerwowi się robią, już trochę się jeżą. Koniec tej zabawy, zabieram krzesło i pilnuję tej małej złośnicy.
edit:/
Cały wieczór dziewczyny pchały się na Fredrykowy stolik. Bandytkę to jeszcze szło upilnować, ale z Lin-Lin wystarczyło na sekundę oko spuścić, a już jakimś cudem pojawiała się koło Fredryka - czysta magia. Kilka razy (widząc, że Fredryk nie wykazuje ochoty natychmiastowego rozszarpania dziewczynek na krwawe ochłapki) pozwoliłam im się zbliżyć i obwąchać. Generalnie wcale nie wygląda to źle. Wszystkie są poddenerwowane, trochę się jeżą i zdarza im się ostrzegawczo fuknąć, ale przede wszystkim są sobą bardzo zainteresowane i ciągną do siebie jak włochate, ogoniaste magnesy. O dziwo najbardziej złościła się Bandytka, ale też robiła to raczej bez przekonania. Lineczka koniecznie chciała Fredryka obwąchać i raz nawet, zanim zdążyłam ją powstrzymać, bezceremonialnie wpakowała mu się do klatki. Szczęśliwie Jego Złośliwość niezbyt się przejął wtargnięciem do swojej sali tronowej.

Teraz wyraźnie tęskni za gośćmi, bo patroluje stolik i rozgląda się wszędzie, jakby czegoś szukał. Przy tym nie wykazuje ochoty gryzienia mnie - dobry znak. Szkoda jednak, że ucieka od moich rąk.