Fecia już po operacji, cała pocięta (sterylka + usuwanie guza z boczku) ale jak tylko otworzyłam transporter to zaczęła się wspinać po moim rękawie

kochane maleństwo
Gorzej z Lelią, okazało się, że przyjechałam do weta praktycznie w ostatniej chwili

, podobno jeszcze dosłownie kilka dni i nie byłoby czego ratować przez te cholerne wszy! Została ostrzyżona na króciutko, dostała podgrzaną kroplówkę, nie mogła chodzić, przelewała się przez ręce, miała bardzo obniżoną temperaturę ciała, musiała być podgrzewana na poduszce elektrycznej. Do tego doszedł steryd i inne leki. Wetka powiedziała, że w życiu nie widziała takiej ilości pasożytów na zwierzaku ;/ one się z niej sypały na wszystkie strony, nie wiem jakim cudem tyle się na niej tego zmieściło

wszyscy byli w ciężkim szoku. Podgrzewaliśmy gabinet farelką i kąpaliśmy małą żeby wytłuc te dziady.
Mała moja jest strasznie wyczerpana, nie ma nawet siły żeby zmienić pozycję, jak się ją położy tak leży

z bólu biedactwo tak się ugryzło, że zrobił jej się krwiak w morce ;( jej stan jest poważny.
Za to dieta podziałała, mała waży już tylko
398g (ważyła 610g) i jak tylko wyzdrowieje (innej opcji nie dopuszczam do siebie) to wraca do reszty stada

a teraz z powodu wycieńczenia mam ją dokarmiać smakołykami, ale będzie radocha
Co gorsza, Lel zdążyła już zarazić pozostałe ogony ;/ na szczęście na innych jest to tylko po kilka osobników ale wszyscy i tak muszą zostać poddani kąpieli i dostać zastrzyki
Isiaczku co do tego guza na plecach Paska to dzięki bogu okazało się, że ktoś go po prostu dziabnął, ranka się zanieczyściła i zebrała ropka, już wszystko zostało oczyszczone

Gorzej, że zauważyłam dzisiaj na jego bródce małą gulkę, najprawdopodobniej ropień żuchwy

trzeba będzie prześwietlić
Ja na prawdę nie wiem co robię źle

staram się jak mogę a tu co chwilę coś
