Więc tak:
Wziąłem ze sobą moje oba maluchy. Polazłem do weta bez żadnego uprzedzenia telefonicznego, ani nic. Poczekałem swoje, wszedłem - bez problemu, żadnych pretensji, że nie zadzwoniłem (u mnie na osiedlu wet potrafi wywalić za to z gabinetu

) ani nic.
Całość wizyty kosztowała mnie 20 zł, w tym 3 zastrzyki na miejscu (2x samiczka - przeciwzapalny i Biomox, 1x samiec - lekki przeciwzapalny profilaktycznie) i 1 Biomox do domu dla samiczki. Po czym musiałem się wrócić jeszcze raz, bo maluch był tak przestraszony, że myślałem, że padnie, i - już za darmo - dostałem glukozę z elektrolitem, by maluszek coś zjadł

Zastrzyki były konieczne, bo maluch złapał infekcję i nie chciał jeść, wczoraj już gastrycznie się unormowało i maluch zaczął jeść. A glukozę pije jak głupia

Oprócz tego obie pchełki zostały osłuchane, zważone (M - 37g, F - 32g), małej zmierzyła temperaturę i, co mnie najbardziej ucieszyło, wykluczyła na razie jakiekolwiek choroby poza zatruciem małej.
Zastrzyk zrobiłem dziś z problemami, ale skutecznie - maluch ma tak delikatną skórę, że ledwo udało mi się odróżnić, czy już się wkłułem, czy jeszcze w sierści jestem. W poniedziałek do kontroli z małą pójdzie już nowa właścicielka razem ze mną i mam nadzieję, że antybiotyk pomoże i nie będzie trzeba więcej kłuć malucha
