U nas wszystko dobrze.
Niestety pogoda nas ostatnio nie rozpieszczała, a jak wiadomo "w czasie deszczu dzieci się nudzą", a psy zwłaszcza. No bo jak tu iść na spacer do lasu w burzę, a w domu tak nudno…
Za to dziewczyny biegają już po pokoju bez strachu, chociaż akurat dziś był strajk i wybieg przespały zawinięte w polarek (ale nie ma tego złego… polar był na moich kolanach

wcześniej właziły tylko w rękaw szlafroka, tradycyjnie-wszystkie). Z tego co słyszę aktualnie za plecami, odpoczynek odbiją sobie w nocy. Szczurzą balangę czas zacząć! Mają nowe kolby przywieszone na prętach i już się do nich dobierają wydając rytmiczne "szur szur szur łup bęc". Ciekawe czy znajdą pochowane w hamakach orzechy włoskie

.
Parę dni temu zrobiłam im frajdę i wyczarowałam sianko domowej roboty. Wysuszyłam trawę razem z kłosami i wyprażyłam w piekarniku. Niestety popiecykowa suchość spowodowała, że trawa przy najmniejszym dotknięciu obracała się w pył, więc eksperyment miał być fiaskiem, ale przez noc trawsko nabrało trochę wilgoci z powietrza i już było zdatne do użytku. Panny trochę ją nadjadły na wybiegu, a resztę upchały w hamaki. Zabawy miały na całą noc. Pewnie jutro ją już wywalę, żeby się nie zacapiła. Na razie jeszcze hamaczki szeleszczą przy każdym ruchu

.
Wszy wybite, ale dla pewności idziemy 10.06 na kontrolną wizytę. Znowu lasencje urządzą konkurs na najładniejszy stresobobek.
No i trzymam kciuki za Czarnuszkę i Figę.
Nadrabiam wątki, cieszę się, że Tofinka lepiej. I buczę cicho, bo Tosi brak...