Była operowana trzy godziny temu. Właśnie umarła... :sad2:
Boże, a ja się zdecydowałam dodatkowo na tą kastrację, żeby zmniejszyć ryzyko przerzutów... Żeby mogła dłużej pożyć...
Tymczasem ona już nie żyje...
a jeszcze rano była taka wesoła, pogodna...
Nie wiedziała, że ma guza, nie wiedziała, że jest chora. Czuła sie świetnie, a dzięki mnie nie czuje sie juz wcale...
Boże, co ja zrobiłam...
Ale też, co mogłam zrobić innego?
Tak się bałam operacji... :|
Narkoza była wziewna, żeby zwiekszyć bezpieczeństwo, miała założony wenflon, żeby łatwiej można było reanimować (już mi jeden szczur zmarł na stole i anestezjolog o tym wiedziała)...
Tymczasem ona zmarła przywieziona już do domu...
Tak mi cholernie smutno...
Tak smutno...
Joleczko, wybacz, że Cie operowałam, wybacz wszystko...
Kochanie... :sad2:
Proszę, pocieszcie mnie, tak mi bardzo bardzo źle...