Jest ona trzymiesięczna, pani w sklepie powiedziała, że to chłopiec. Kira też miała być chłopcem, co się jednak nie udało.
Gdy tylko pani wyłowiła ją "szybko, no, bo się spieszę" (wołała do szczura, kiedy go przycisnęła do ścianki akwarium) i włożyła do pudełka, szybko wyszłam. Za rogiem, otworzyłam opakowanie, zaczęłam do niej wołać "Mac, no już spokojnie, wszystko będzie O.K."
Nawet wyszła mi na rękę, ale potem schowała się spowrotem do pudełka. Pod domem, wyjęłam ją, a pudełko (całe w kupkach) wywaliłam do smietnika. Owinęłam ją w moją koszulkę, znowu do niej mówiłam, i głaskałam delikatnie po łebku. Już się nie wierciła.
Wczoraj, po paru minutach "obchodzenia klatki" usiadła w jednym miejscu. Wydawała się taka smutna. Wyjęłam ją, usiadłam w korytarzu na krześle i położyłam na kolanach. Zrobiłam daszek z rąk. Później pomogłam jej się wspiąć na ramię, gdzie siedziała dobre 20 minut, z czego 5 się trzęsła, a później starała się wtulić i oglądać świat.
Cały czas, z rąk mi się wyrywa, jak położyłam ją na łóżku, uciekła za poduszkę. Dzisiaj uciekła za kanapę. Odsuwa się kiedy próbuję ją pogłaskać. Kira miała 5 tygodni jak ją kupiłam, wierciła się, wchodziła mi do ust :zakochany: , lizała po rękach. Była w ogóle inna niż Mac.
Powoli (po drugim dniu. jestem strasznie nerwowa co do zwierząt) tracę wiarę, że taki staruszek da się łatwo oswoić. Jak myślicie, zostawić ją w klatce? Czy trzymać na siłę w rękach? Teraz siedzi w jednym kącie w klatce i w ogóle nie ma ochoty "żyć".
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)