Za tydzień (25 lipca) skończyłaby dwa i pół roku. Miałam nadzieję, że da radę, ale z chorobą, która ją zaatakowała, nie da się walczyć. Kida cierpiała prawdopodobnie na nowotwór wątroby. Miała przerzuty na płuca, oddychała bardzo ciężko. Sterydy nic już nie były w stanie pomóc. Wczoraj wieczorem zabrałam ją do weterynarza. Nie bała się. Nie miała nawet sił uciekać. Tylko wspięła mi się na ramię i schowała pyszczek we włosy, a ja otuliłam ją jedną dłonią i głaskałam drugą. Po pierwszym zastrzyku miała zasnąć. I zasnęła, ale zaczęła się dusić. Poprosiłam, żeby szybko dostała drugi, dosercowy. Wtedy już jej mózg nie reagował, nie była świadoma, nic nie czuła - nie bolało. Odchodziła może pół minuty. Potem leżała martwa moich dłoniach. Mój trzeci szczur. Moja mała, tłuściutka łaciatka. Przybrana siostrzyczka Mefisi, towarzyszka Diabełka. Ostatnia z mojej pierwszej trójki ogonków. Śpij słodko, kochanie.
