Był trzymany w złych warunkach w jednym z warszawskich zoologików; przyjechał do mnie już jako roczny, wykastrowany szczuras - dzięki akcji SPSu. Chyba na swój sposób mnie kochał... Najgłośniejszy z moich wszystkich szczurów, biegał po pokoju i tupał jak mustang, kiedy brałam Go na ręce - kwiczał, jakbym Go co najmniej zarzynała. Po domowemu Pan Bezczelny, bo uwielbiał w kółko gryźć mnie w skarpetę albo kapcia i uciekać, a ja miałam go gonić, jak zajączka. Nigdy nie doganiałam... Dzisiaj też nie zdążyłam, przepraszam śmierdzielku, starałam się jak mogłam, widocznie za mało:( Jeszcze godzinę temu wtryniał chrupki kukurydziane, kilkanaście minut temu bawił się z Teklą. Nagle dostał drgawek, nie trwały nawet 10 sekund, nie zdążyłam zabrać Go do weterynarza. Przepraszam Sancho:(

Miałam nadzieję, że jeżeli wezmę jednocześnie dwa nowe szczury, to przełamię to cholerne fatum, fatum czterech szczurów...
Śpij malutki, obiecuję Ci, że żadnego czwartego więcej nie będzie, żadnych kombinacji więcej...
Don Kichot i Dulcynea czekają już na Ciebie w sadku pod gruszą...