Żaba - moje kochane maleństwo... [*]
: sob lis 25, 2006 1:43 am
Dziś (tzn. juz wczoraj, bo jest po północy...), między godzinami 7 a 17 odeszła moja malutka kochana Żabka... Jednak przegrała z chrorobą, a tak dzielnie walczyła... Czuwałam przy niej całą noc i widziałam że już zbliża się jej koniec... Choć nadal miałam nadzieję... :-(
Niestety, nad ranem zasnełam i gdy sie obudzilam, Żabka lezala w swoim domku na brzuszku, z otwartymi oczkami, a bródkę i brzusio miała od krwi :sad2:
Sądzę ze cierpiala i boje sie ze mnie potrzebowala gdy spalam Mam tylko nadzieje ze nie cierpiala dlugo...
Żabka zachorowala 3 tygodnie temu. Przez cały ten czas nieustannie razem z moczem wypływała jej krew... Codziennie jeździłyśmy na zastrzyki, jednak nic to nie pomagało... Weterynarze rozkładali ręce i juz nie wiedzieli co zrobic... Do tego wszystkiego juz od dluzszego czasu cierpiala na dosyc zaawansowana padaczke... Nie dopuszczalam do siebie mysli o eutanazji bo bylam ciagle pewna ze Żaba wyzdrowieje... Była jeszcze ciagle silna i miala apetyt, chetnie biegala po pokoju...
Niestety 3 dni temu bardzo mocno spuchla... Zaraz dostala jakis silny sntybiotyk i opuchlizna zeszla ale tylko z pyszczka, reszte cialka wciaz miala mocno spuchnieta... :-(
Mimo tego wciaz sie trzymala i chetnie biegala...
Wczoraj jednak (biorac pod uwage ze juz jej po polnocy to przedwczoraj) wyjelam malutka z jej domku ale nie chciala juz biegac, nie chciala jesc ani pic... Siedziala tylko w kąciku pokoju, gdzie w koncu po jakims czasie wylozylam go jej szmatka i ligninka, i tak ciezko oddychala Głaskałam ją i pożegnałam się z nią bo wiedziałam że zbliża sie juz jej koniec... Dotrwala jednak do 7 rano, a ja juz nie moglam, musialam juz spac wiec zdecydowalam sie schowac ją do domku. Jeszcze nigdy tak sie przed tym nie zapierala
Na 13 bylam umowiona z wetem na kolejny zastrzyk. Zaspalam jednak i obudzilam sie duzo pozniej. Zerwalam sie chcac jeszcze pojechac i gdy spojrzalam na Żabke, juz nie byla spuchnieta, juz nie oddychala tak ciezko, juz nie cierpiala... JUŻ ODESZŁA... :sad2:
Z otwartymi oczkami, umorusana od krewki... Chyba miala wylew...
Boje sie ze mnie potrzebowala jak spalam... Ze mozno cierpiala...
Teraz juz nie cierpi, a ja staram sie wierzyc ze patrzy gdzies na mnie z gory i cieszy sie ze swojego słodkiego malego zycia, ktorym dala mi tak wiele radosci...
ŻABA 17.102004 - 24.11.2006 [*]
Malutka bedziesz zawsze w moim serduszku...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drze teraz o Lole ktora jest od Żaby o pol roku starsza, ma 2 lata i 7 miesiecy, miedzy nozkami guza srednicy 1,5 cm i zdecydowalam ze zostane z nia do konca bo juz jedna operacje przezyla lecz bylo ciezko... Na razie Lola sie trzyma jest wesola i nadal rojbruje, ale tak sie boje o nia... Bo kolejnej takiej straty nie przezyje... Marze by dozyla 3 lat... Ma wtedy urodziny kiedy ja... To bylby cudowny prezent... :zakochany:
Niestety, nad ranem zasnełam i gdy sie obudzilam, Żabka lezala w swoim domku na brzuszku, z otwartymi oczkami, a bródkę i brzusio miała od krwi :sad2:
Sądzę ze cierpiala i boje sie ze mnie potrzebowala gdy spalam Mam tylko nadzieje ze nie cierpiala dlugo...
Żabka zachorowala 3 tygodnie temu. Przez cały ten czas nieustannie razem z moczem wypływała jej krew... Codziennie jeździłyśmy na zastrzyki, jednak nic to nie pomagało... Weterynarze rozkładali ręce i juz nie wiedzieli co zrobic... Do tego wszystkiego juz od dluzszego czasu cierpiala na dosyc zaawansowana padaczke... Nie dopuszczalam do siebie mysli o eutanazji bo bylam ciagle pewna ze Żaba wyzdrowieje... Była jeszcze ciagle silna i miala apetyt, chetnie biegala po pokoju...
Niestety 3 dni temu bardzo mocno spuchla... Zaraz dostala jakis silny sntybiotyk i opuchlizna zeszla ale tylko z pyszczka, reszte cialka wciaz miala mocno spuchnieta... :-(
Mimo tego wciaz sie trzymala i chetnie biegala...
Wczoraj jednak (biorac pod uwage ze juz jej po polnocy to przedwczoraj) wyjelam malutka z jej domku ale nie chciala juz biegac, nie chciala jesc ani pic... Siedziala tylko w kąciku pokoju, gdzie w koncu po jakims czasie wylozylam go jej szmatka i ligninka, i tak ciezko oddychala Głaskałam ją i pożegnałam się z nią bo wiedziałam że zbliża sie juz jej koniec... Dotrwala jednak do 7 rano, a ja juz nie moglam, musialam juz spac wiec zdecydowalam sie schowac ją do domku. Jeszcze nigdy tak sie przed tym nie zapierala
Na 13 bylam umowiona z wetem na kolejny zastrzyk. Zaspalam jednak i obudzilam sie duzo pozniej. Zerwalam sie chcac jeszcze pojechac i gdy spojrzalam na Żabke, juz nie byla spuchnieta, juz nie oddychala tak ciezko, juz nie cierpiala... JUŻ ODESZŁA... :sad2:
Z otwartymi oczkami, umorusana od krewki... Chyba miala wylew...
Boje sie ze mnie potrzebowala jak spalam... Ze mozno cierpiala...
Teraz juz nie cierpi, a ja staram sie wierzyc ze patrzy gdzies na mnie z gory i cieszy sie ze swojego słodkiego malego zycia, ktorym dala mi tak wiele radosci...
ŻABA 17.102004 - 24.11.2006 [*]
Malutka bedziesz zawsze w moim serduszku...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drze teraz o Lole ktora jest od Żaby o pol roku starsza, ma 2 lata i 7 miesiecy, miedzy nozkami guza srednicy 1,5 cm i zdecydowalam ze zostane z nia do konca bo juz jedna operacje przezyla lecz bylo ciezko... Na razie Lola sie trzyma jest wesola i nadal rojbruje, ale tak sie boje o nia... Bo kolejnej takiej straty nie przezyje... Marze by dozyla 3 lat... Ma wtedy urodziny kiedy ja... To bylby cudowny prezent... :zakochany: