Pyza,Pyzunia,Pyziaczek moj malenki....
: czw lut 08, 2007 8:40 pm
Od zawsze balam sie zakladania tematu w tym wlasnie dziale.Wiedzialam,ze ta chwila kiedys nadejdzie,ale niegdy bym nie przypuszczala,ze tak szybko.Nie mialam dostepu do internetu,a i teraz pisze z kafejki,dlatego niektorzy z Was pewnie nas nie pamietaja..
Od jakiegos czasu moje Malenstwo przez doslownie chwilke kulalo na lewa tylnia lapke,ale po sekundzie juz wszystko bylo dobrze.Po tygodniu zaczela kulec coraz czesciej ale nie odczuwala bolu,kiedy Ja dotykalam.Zaniepokoily mnie tez poczatki lysienia na pyszczku.Nie czekajac dlugo zadzwonilam do kliniki specjalizujacej sie w leczeniu zwierzat malych,i upewniwszy sie ze szczury sa tam pacjentami na porzadku dziennym(jestem zupelnie nowa w tym miescie wiec nie bylo jak sprawdzic)zabukowalam nam wizyte na ten sam dzien.Wszystko bylo jak zwykle,Pyziaczek zadowolony i ciekawy,co tym razem sie stanie,jak zwykle potraktowala weta delikatnie mowiac-nieciekawie.Podobno lapka byla zlamana,dostala zastrzyk,juz nie pamietam co to bylo...mozliwe ze jakis sterydowy,przeciwbolowy...mialaysm przyjsc na kontrole za tydzien.Wrocilysmy do domu i zostawilam Ja w klatce,zeby biedna sie troszke odstresowala.Wieczorem,jak zwykle puscilam obie,zeby pobiegaly.Nie moglam Jej znalezc,mimo moich nawolywan nie przybegala,jak zwykle...znalazlam Ja spiaca,opatulona w koldre.Zastanowilo mnie to,ale Pyniek czaem tak mial,ze kladla sie spac gdzie popadlo,o ile miala na to czas.Wzielam Ja na rece,wtulila sie we mnie jak jeszcze nigdy dotad...jakby przeczuwala...a ja,glupia idiotka,zamiast podniesc larum,schowalam Ja do klatki,zeby odpoczela..na drugi dzien byla rownie spiaca,postanowilam nie podawac Jej wiecej tego leku.CO MNIE ZAMROCZYLO,ZE NIE POMYSLALAM,CO SIE DZIEJE????????????????????????????????????????Spala w wiklinowym gniazdku,co jakis czas tylko zmieniajac pozycje.Chcialam Ja obudzic,zeby dac Jej pic...wolalam..nic...chcialam poglaskac i wtedy dotknelam zimnego,zesztywnialego cialka...zaczelam krzyczec,cala sie trzeslam i nie dochodzilo do mnie to,co sie stalo...po jakims czasie wyjelam Ja,w gniazdku z klatki,wzielam na kolana i zaczelam kolysac w ramionach..mowilam,jak bardzo Ja kocham,jak bardzo przepraszam,jak wiele dla mnie znaczyla.Nigdy nie mialam i nie bede miala takiego szczura jak Ona.Moglam nie isc do tej cholerne kliniki,moglam zorientowac sie wczesniej,ze cos jest nie tak...jakby ktos pozbawil mnie logicznego myslenia na dwa dni.Ona jedna ostatnimi czasy sprawiala,ze usmiech pojawial sie na mojej twarzy.Przez ostatni miesiac stracilam wszystko,co kochalam-chlopaka,dziecko,a teraz jeszcze,dzieki swojej glupocie,obie z Gilotyna stracilysmy Pyzunie.
Mala wariuje-szuka Pyziaka po calej klatce,jest wystraszona,nie je,nie ma pojecia co sie dzieje...
Nie moge uwierzyc w to,ze juz Jej nie ma,ze juz nie bedzie sie wspinala po moich spodniach z taka determinacja,jak w tedy,gdy obcielam Jej pazurki,ze juz nigdy nie bede mogla calowac tego cudnego brzuszka,tak jak tylko mnie pozwalala,ze juz nie zobacze jak skacze po pokoju...nie moge!Pyziaczku,wszystkie swieczki tego swiata-dla Ciebie...[*][*][*]
Od jakiegos czasu moje Malenstwo przez doslownie chwilke kulalo na lewa tylnia lapke,ale po sekundzie juz wszystko bylo dobrze.Po tygodniu zaczela kulec coraz czesciej ale nie odczuwala bolu,kiedy Ja dotykalam.Zaniepokoily mnie tez poczatki lysienia na pyszczku.Nie czekajac dlugo zadzwonilam do kliniki specjalizujacej sie w leczeniu zwierzat malych,i upewniwszy sie ze szczury sa tam pacjentami na porzadku dziennym(jestem zupelnie nowa w tym miescie wiec nie bylo jak sprawdzic)zabukowalam nam wizyte na ten sam dzien.Wszystko bylo jak zwykle,Pyziaczek zadowolony i ciekawy,co tym razem sie stanie,jak zwykle potraktowala weta delikatnie mowiac-nieciekawie.Podobno lapka byla zlamana,dostala zastrzyk,juz nie pamietam co to bylo...mozliwe ze jakis sterydowy,przeciwbolowy...mialaysm przyjsc na kontrole za tydzien.Wrocilysmy do domu i zostawilam Ja w klatce,zeby biedna sie troszke odstresowala.Wieczorem,jak zwykle puscilam obie,zeby pobiegaly.Nie moglam Jej znalezc,mimo moich nawolywan nie przybegala,jak zwykle...znalazlam Ja spiaca,opatulona w koldre.Zastanowilo mnie to,ale Pyniek czaem tak mial,ze kladla sie spac gdzie popadlo,o ile miala na to czas.Wzielam Ja na rece,wtulila sie we mnie jak jeszcze nigdy dotad...jakby przeczuwala...a ja,glupia idiotka,zamiast podniesc larum,schowalam Ja do klatki,zeby odpoczela..na drugi dzien byla rownie spiaca,postanowilam nie podawac Jej wiecej tego leku.CO MNIE ZAMROCZYLO,ZE NIE POMYSLALAM,CO SIE DZIEJE????????????????????????????????????????Spala w wiklinowym gniazdku,co jakis czas tylko zmieniajac pozycje.Chcialam Ja obudzic,zeby dac Jej pic...wolalam..nic...chcialam poglaskac i wtedy dotknelam zimnego,zesztywnialego cialka...zaczelam krzyczec,cala sie trzeslam i nie dochodzilo do mnie to,co sie stalo...po jakims czasie wyjelam Ja,w gniazdku z klatki,wzielam na kolana i zaczelam kolysac w ramionach..mowilam,jak bardzo Ja kocham,jak bardzo przepraszam,jak wiele dla mnie znaczyla.Nigdy nie mialam i nie bede miala takiego szczura jak Ona.Moglam nie isc do tej cholerne kliniki,moglam zorientowac sie wczesniej,ze cos jest nie tak...jakby ktos pozbawil mnie logicznego myslenia na dwa dni.Ona jedna ostatnimi czasy sprawiala,ze usmiech pojawial sie na mojej twarzy.Przez ostatni miesiac stracilam wszystko,co kochalam-chlopaka,dziecko,a teraz jeszcze,dzieki swojej glupocie,obie z Gilotyna stracilysmy Pyzunie.
Mala wariuje-szuka Pyziaka po calej klatce,jest wystraszona,nie je,nie ma pojecia co sie dzieje...
Nie moge uwierzyc w to,ze juz Jej nie ma,ze juz nie bedzie sie wspinala po moich spodniach z taka determinacja,jak w tedy,gdy obcielam Jej pazurki,ze juz nigdy nie bede mogla calowac tego cudnego brzuszka,tak jak tylko mnie pozwalala,ze juz nie zobacze jak skacze po pokoju...nie moge!Pyziaczku,wszystkie swieczki tego swiata-dla Ciebie...[*][*][*]