Dziś odeszła Musia - moja pierwsza, najkochańsza Ogoniasta Istotka, moja Kinderniespodzianka, mama Lilith, Chilli, Behemotka, Tiamat, Coffee vel Myśki-Ryśki i Negry vel Matyldy. Odeszła po ponad miesięcznej chorobie - to, co miało być zewnętrznym urazem oczka okazało się bardzo złośliwym guzem
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
(( przez 5 tygodni żyłyśmy nadzieją, była operacja usunięcia chorego oczka, ponad tydzień ulgi, że już po wszystkim, szczęście, że moje Słoneczko się wybudziło, cierpliwe zjadanie antybiotyków, zastrzyki, bolesne wyjmowanie sączka i szwów, piękne gojenie się... a potem krwiak, który pomimo 5 dni leczenia nie chciał się ani trochę zmniejszyć. W końcu, dziś, wyrok - guz. Nie było już nadziei, następna operacja nie dała by nic. Wspólnie z Panią Doktor Anią Trebicką z łódzkiego Asa podjęłyśmy decyzję o eutanzji
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
(( Musiulek już nie cierpi
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
((
Teraz jest mi za ciężko pisać o przebiegu choroby, ale postaram sie pozbierać i niedługo opisać to dokładnie w chorobowym dziale. Bezsilność jest okropna, ale my walczyłyśmy aż do dziś nie wiedząc, że jest to walka z góry skazana na przegraną. Musia była bardzo, bardzo dzielna, nie wiem, skąd w Naszych Zwierzątkach jest tyle siły. Nawet teraz pomimo wielkiego smutku uśmiecham sie na myśl o wszystkich jej psotach i przezabawnych i rozczulających zdarzeniach, których była przyczyną. I nigdy Jej nie zapomnę.
[`]