Po kastracji trochę przytył, zrobił się z niego taki puchaty misiek. Reagował na imię. Lubił być głaskany ale zbytnio nie ufał człowiekowi.
We wtorek wyszedł i nie wrócił. Nigdy nie wychodził na tak długo.
Pytaliśmy sąsiadów, szukaliśmy. Jeszcze do dziś miałam nadzieję, że może jednak jakiś idiota zamknął go w domu.
Chwilę temu dowiedziałam się, że ktoś widział "czarnego" kota.
Miko został złapany w sidła w polach. Przynajmniej tak to zrozumiałam.
Strasznie mi go żal.
Nie pamiętam nawet dokładnej daty jego urodzin. Miał może cztery, pięć lat.


Nadal mam nadzieję, że to nie jego widziano.. Że to nie nasz Mikuś.. kochany kotek.. eh..
[']