Niusia była bardzo grzecznym , przyjacielskim i dzielnym szczurem. Wychodziła ze mną na spacery na ramieniu, jeździłyśmy rowerem i nawet razem jadłyśmy serek homogenizowany. Była śliczna, jak wszystkie szczurki. Pewnego dnia zauważyłam, że ma guzek. Okazało się, że to tłuszczak. Guzek został wycięty i szczurcia dalej cieszyła się życiem. Pół roku później wyrósł drugi guzek, który okazał się nowotworem. Niusia przeżyła drugą operację i co się z tym wiąże drugą narkozę. Ostatnia operacja była pół roku temu. Szczurcia doszła do siebie i wszystko było ok... W ostatnim czasie zaczęła słabnąć, miała różne strupki na ciałku, ale mimo to uważałam, że trzyma się dobrze, choć weterynarz powiedział, że to ze starości i nie da się tego wyleczyć. W sobotę zobaczyłam, że między szyją a łapką urósł nowy guz. Niusia już wtedy była bardzo słaba, miała problemy z chodzeniem, czasami potykała się, ledwo chodziła, już nie biegała. W niedzielę pojechałam do weterynarza. Stwierdził, że Niusia nie przeżyje operacji a teraz tylko się męczy. Powiedział, że najrozsądniejszym rozwiązaniem jest to, aby już zasnęła. Ona przeczuwała. Serduszko, tak mocno i szybko jej biło. Wzięłam ją na ręce i głaskałam do momentu aż się uspokoi. Ja już była spokojna, dostała zastrzyk na dodatkowe uspokojenie i ostatni wysyłajacy ją tam, gdzie szczurki już nie chorują. Zasnęła z otwartymi oczkami

Nigdy jej nie zapomnę