Iśkowe dzieciaki :)
: wt cze 16, 2009 11:26 pm
Na dzień dzisiejszy nie mam jeszcze szczurka, ale mam dwa najukochańsze pieski, którymi chętnie się pochwale, a jako że ogony także tuż, tuż uznałam, że czas najwyższy założyć swój temat.
OSKAR vel BYSIO(ur. 10.03.2005) - Pies w typie rasy pinczera miniaturowego, przez laików nazywany ratlerkiem. Że jest pinczerem powiedzieć nie mogę, bo nie ma rodowodu, ani metryki, chociaż idealnie odpowiada wzorcowi rasy.
(Bardziej wtajemniczeni w psie, albo rasowe tematy rozumieją o czym mówię.) Dostałam go na urodziny - dziesiąte. W sumie był wcześniejszym prezentem, bo ja jestem z sierpnia, a Oskara dostałam 4 maja. Od pierwszego wejrzenia się w nim zakochałam. Zawsze chciałam mieć jakiegoś maleńkiego pieska, żeby nosić go na rękach i przede wszystkim, żeby był typowym kanapowcem. Przed nim miałam dwa psy, ale jako, że nie byłam jeszcze na tyle odpowiedzialna, nie potrafiłam się nimi zająć (O nich napiszę troszkę niżej
) Oskar od razu spodobał się mamie. Wzięła go na kolana i szybko u niej usnął. Jego pierwszy dzień w domu pamiętam cały czas. Pamiętam, że spał na mojej poduszce pod chusteczką do nosa i cały się pod nią mieścił, pamiętam, że nie spałam pół nocy, bo bałam się, że położę się na niego. Ogólnie był pieskiem moich marzeń. Cały czas go kocham, ale pinczery mają tą wadę, że przywiązują się raczej do jednego członka rodziny... i niestety nie do mnie, tylko do mojej mamy, a ona sama traktuje, go jak dziecko.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/46e ... 4c280.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ac5 ... e3ab9.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/771 ... 5d8a6.html
SONIA vel ZUZIA - Najukochańsza kundelka na świecie. Przygarnięta, z ulicy można powiedzieć. Sterylizatka.
W roku 2005, jakoś w wrześniu przez 3 dni przed szkołą pałętał się mały kotek, mniej więcej 6-7 tygodni. Z koleżanką wymyśliłam, że skoro nikt go nie bierze, to my się nim zajmiemy. I wzięłyśmy go. W drodze do domu chodziłyśmy po wszystkich domach, jakie mijałyśmy po drodze i pytałyśmy, czy ktoś nie chce małego kotka. Oczywiście nie było żadnego chętnego. Na którymś podwórku zobaczyłam dwa szczeniaki. Tam też poszłyśmy, nadal szukając domu dla sierściuszka. Facet powiedział oczywiście, że nie chce, ale powiedział także, że ma dwie małe suczki, których musi się pozbyć.
Maluchy nie miały nawet żadnej budy, a w misce były jakieś resztki ze stołu. Coś mnie ruszyło i pod wpływem impulsu wzięłam jedną sunię... Taka mała, czarna kuleczka z rudymi znaczeniami i białymi łapkami. Wzięłam ją na ręce, i powiedzialam, że biorę tę małą. Nie zapytał mnie nawet o rodziców, a byłam wtedy w 3 klasie (podstawówki). Wróciłam do domu w jednym ręku trzymając psa, a w drugiej kota. Kotkowi szybko znalazłam dom, nawet już go za bardzo nie pamiętam. A żeby Sonia została ze mną powiedziałam rodzicom, że ktoś ją wyrzucił, i że leżała w krzakach - w foliowej reklamówce. Wiedziałam, że jakbym powiedziała, że wzięłam ją ona jakiegoś faceta, bo tam miała źle to kazaliby mi ją odnieść, a tak została.
Teraz jest moją najukochańszą księżniczką na świecie
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b15 ... e61fe.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e83 ... aa228.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/45e ... 22704.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d4e ... e7bf2.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ea4 ... 52252.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/f24 ... fe80f.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/eb1 ... b9ea4.html
Za Tęczowym Mostem:
MRUCZUSIA [*][/b] - Była ze mną odkąd pamiętam... tylko rok młodsze ode mnie. Wychowywałam się z nią. Mimo tego jak ją męczyłam jako 3-4 letnie dziecko, zawsze miała do mnie zaufanie. Kiedy miała małe kotki kilka godzin po urodzeniu przynosiła mi je go domu "w zębach". Usnęła 31 października i już się nie obudziła.
Po zaśnięciu już jej nie widziałam... nie byłam w stanie. Przez tydzień nie mogłam patrzeć na jej zdjęcia, wszystkie które miałam w pokoju na ponad dwa miesiące wróciły do albumu. Myślałam, już że mi przeszło, ale właśnie teraz, gdy ją wspominam przekonałam się, że to boli nadal
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/f8a ... bc43c.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/5de ... 9b7d9.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/609 ... 9791f.html
MIKI [*][/b] - Pamiętam go jak przez mgłę, bo kiedy tata przyniósł go do domu miałam 6 lat. To była mała, kudłata kulka. Nie był psem domowym, jak chciałam. Moim pierwszym pieskiem cieszyłam się tylko przez ok. 3 tygodnie, bo 25 grudnia, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia zginął pod kołami samochodu.
GOOFIE [*][/b] - Największy z moich psów. Miał ok 30 cm w kłębie. Oczywiście też rodzice nie zgodzili się na kanapowca, ale ten przynajmniej mieszkał w garażu, a nie w budzie jak mały Miki. Spał sobie na starym materacu z łóżka, miał piłeczki, wiec nie było mu aż tak źle, chociaż wiem, że nie był szczęśliwy. Bawiłam się z nim codziennie. Lubił biegać za piłeczką i przeciąganie liny. 6 stycznia poszedł gdzieś i nie wrócił. Trzy dni później podobno mój dziadek znalazł go martwego i poharatanego. Był u mnie 11 miesięcy.
***
Miki i Goofie zginęli dlatego, ze byłam jeszcze nieodpowiedzialna, ale za wszelką cenę chciałam je mieć. Ot, taki dziecinny kaprys. Teraz żałuję, ale wtedy jeszcze tak nie myślałam
Przepraszam moje aniołki[*][*]
Teraz takie sprawy jak szczepienia, badania, odrobaczanie, czy nawet zwykłe spacery to najbardziej mój obowiązek. Dzięki Oskarowi i Sonii nauczyłam się odpowiedzialności. Kocham je najmocniej jak tylko da się kochać pieski i nie zamieniła bym ich na żadne inne
Gratulacje, dla tych, którzy dobrnęli do końca

OSKAR vel BYSIO(ur. 10.03.2005) - Pies w typie rasy pinczera miniaturowego, przez laików nazywany ratlerkiem. Że jest pinczerem powiedzieć nie mogę, bo nie ma rodowodu, ani metryki, chociaż idealnie odpowiada wzorcowi rasy.



http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/46e ... 4c280.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ac5 ... e3ab9.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/771 ... 5d8a6.html
SONIA vel ZUZIA - Najukochańsza kundelka na świecie. Przygarnięta, z ulicy można powiedzieć. Sterylizatka.

W roku 2005, jakoś w wrześniu przez 3 dni przed szkołą pałętał się mały kotek, mniej więcej 6-7 tygodni. Z koleżanką wymyśliłam, że skoro nikt go nie bierze, to my się nim zajmiemy. I wzięłyśmy go. W drodze do domu chodziłyśmy po wszystkich domach, jakie mijałyśmy po drodze i pytałyśmy, czy ktoś nie chce małego kotka. Oczywiście nie było żadnego chętnego. Na którymś podwórku zobaczyłam dwa szczeniaki. Tam też poszłyśmy, nadal szukając domu dla sierściuszka. Facet powiedział oczywiście, że nie chce, ale powiedział także, że ma dwie małe suczki, których musi się pozbyć.



http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/b15 ... e61fe.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e83 ... aa228.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/45e ... 22704.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d4e ... e7bf2.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ea4 ... 52252.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/f24 ... fe80f.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/eb1 ... b9ea4.html
Za Tęczowym Mostem:
MRUCZUSIA [*][/b] - Była ze mną odkąd pamiętam... tylko rok młodsze ode mnie. Wychowywałam się z nią. Mimo tego jak ją męczyłam jako 3-4 letnie dziecko, zawsze miała do mnie zaufanie. Kiedy miała małe kotki kilka godzin po urodzeniu przynosiła mi je go domu "w zębach". Usnęła 31 października i już się nie obudziła.


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/f8a ... bc43c.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/5de ... 9b7d9.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/609 ... 9791f.html
MIKI [*][/b] - Pamiętam go jak przez mgłę, bo kiedy tata przyniósł go do domu miałam 6 lat. To była mała, kudłata kulka. Nie był psem domowym, jak chciałam. Moim pierwszym pieskiem cieszyłam się tylko przez ok. 3 tygodnie, bo 25 grudnia, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia zginął pod kołami samochodu.
GOOFIE [*][/b] - Największy z moich psów. Miał ok 30 cm w kłębie. Oczywiście też rodzice nie zgodzili się na kanapowca, ale ten przynajmniej mieszkał w garażu, a nie w budzie jak mały Miki. Spał sobie na starym materacu z łóżka, miał piłeczki, wiec nie było mu aż tak źle, chociaż wiem, że nie był szczęśliwy. Bawiłam się z nim codziennie. Lubił biegać za piłeczką i przeciąganie liny. 6 stycznia poszedł gdzieś i nie wrócił. Trzy dni później podobno mój dziadek znalazł go martwego i poharatanego. Był u mnie 11 miesięcy.
***
Miki i Goofie zginęli dlatego, ze byłam jeszcze nieodpowiedzialna, ale za wszelką cenę chciałam je mieć. Ot, taki dziecinny kaprys. Teraz żałuję, ale wtedy jeszcze tak nie myślałam

Przepraszam moje aniołki[*][*]
Teraz takie sprawy jak szczepienia, badania, odrobaczanie, czy nawet zwykłe spacery to najbardziej mój obowiązek. Dzięki Oskarowi i Sonii nauczyłam się odpowiedzialności. Kocham je najmocniej jak tylko da się kochać pieski i nie zamieniła bym ich na żadne inne

Gratulacje, dla tych, którzy dobrnęli do końca
