Teraz oprócz toalety miejsca po ropniu, doszła toaleta skóry objętej martwicą, grzanie 24h ciepłą butelką i karmienie papkami. Jednak zamiast lepiej jest coraz gorzej... Po drugiej stronie pojawił się kolejny guzek, a mały przestał łykać (co z tego, że karmię go strzykawką, jak on tego nie łyka). Kolejna dawka leków, środków na wzmocnienie i cały czas grzanie...
Na początku to była walka - walczyłam o niego, jego zdrowie i życie. Teraz - trzymam go przy życiu - za niego utrzymuję odp. temperaturę, za niego dostarczam organizmowi tego co potrzebne, myje i daje organizmowi środki, które powodują pracę całego organizmu. Boję się, że to nie jest już pomoc tylko odwlekanie tego co nieuniknione...
Rozstrząsanie teraz tego, że to mutant itd., że to ludzie są winni tego, jaki jest i ja kupując takiego szczurka - nie ma tu znaczenia. Chciałam takiego stworka, nie zdając sobie sprawy z jego słabości. Teraz już wiem, co to jest i jestem przeciwna takim "rasowcom". Mimo wszystko Goły zawsze był normalnym szczurkiem - poza delikatnością niczym nie rózni się od reszty mojej gromadki. A to co teraz go spotkało też ma niewiele wspólnego z jego "rasą". Poza tym nie to jest tu teraz ważne...
Tak bardzo mi go żal, tak bardzo chce mu pomóc...