gdy przywiozlam Sala do domu mial maly katarek... wydawalo mi sie ze to bylo przeziebienie... wiec z nim poszlam do weta...
podejzenie--> uczulenie na trociny
zalecenie--> zmiana sciolki
nie pomoglo.. katar nadal byl.. co gorsza powiekszal sie...
poszlam znow do weta... tym razem innego... (bo u nas rano przyjmuje jeden a wieczorem drugi.. za drugim razem poszlam wieczorem)
podejzenie--> przeziebienie
zalecienia--> wykluczyc przeciagi, podawac witamine C i wapno...
nic nie pomoglo... teraz chodzilam juz na rano..... kolejna wizyta... malec dostal zastrzyk z antybiotyku... i dalej mialam podawac witaminy... kolejna wizyta byla dzis... wet obejzal... gdy powiedzialam ze maly nie ma apetytu, dusi sie, jest coraz bardziej ospaly... wet wziol go w rece i powiedzial ze da mu jeszcze jeden zastrzyk i ze jak on nie podziala to to jest napewno nowotwor..... nowotwor plucek.....
bylo calkiem niezle... maly jadl... pojechalam nad morze... wrocilam o 19...... malec siedzial na pietrze i mial trudnosci z poruszaniem sie....
przyczolgal sie do mojej reki... wzielam go ... usiadlam w fotelu i go glaskalam... pierwszy raz nastawial glowke do glaskania....
dzis minol rowno tydzien jak przywiozlam Salcia do domu... od miesiaca i 3 dni... czyli od daty jego urodzenia czekalam kiedy bede go mogla wziazc... wlascicielka jego matki na bierzaco slala mi fotki i opisywala jak sie zachowuja maluchy... przywiazywalam sie do niego zanim jeszcze stal sie moj ... byl pierwszym szczurkiem...
zawsze slyszalam ze mam bzika na punkcie zwierzat... potrafilam czuwac po nocach, wydawac majatek.. zawsze robilam wszystko co sie dalo zeby moje zwierzaki byly zdrowe... wszystkie ratowalam... chomik mojej siostry zyje juz 4 lata bo przez ostatnie pol roku dbalam o niego jak o najcenniejszy skarb... a o wlasnego skarba nie potrafilam zadbac... sorki ze tak dlugo.. ale jak pisze to powoli wszystko ze mnie zchodzi.. moze wreszcie przejdzie mi ten bol....
od znajomych i rodzicow slysze "kupisz nastepnego"... tylko ze ja juz nie chce innego.. ja chce Sala.... czemu tak trudno jest pogodzic sie ze smiercia zwierzaka?... bylam z nim nierozlaczna... wszedzie ze mna chodzil.. przez caly czas siedzialam z nim.. dopiero dzis pozwolilam sobie na tak dlugi wyjazd... i teraz zaluje... powinnam byc przy nim...