Boże, co ja zrobiłam... ;(
: czw cze 17, 2010 8:14 pm
Miałam u siebie szczurka na DT. To był czyjś ukochany szczur, który w wyniku dramatycznej sytuacji musiał znaleźć nowy dom. Gdyby się okazało, że można go wykastrować, miał zostać na DS. Ponieważ bardzo bałam się kastracji, rozważaliśmy też stworzenie dla niego drugiego stadka.
Zabrałam go dzisiaj do weta, żeby go dobrze przebadać, ocenić jego szanse. Wydawał mi się spokojnym zwierzakiem, a w gabinecie, jeszcze w transpotrerku zaczął się rzucać, zachowywał się bardzo nerwowo. Wet wyjął go do badania, a on zaczął się szarpać, potem się wyprężył i opadł, tak jakoś zwiotczał. Wet porwał go do zabiegowego, tam ratowali go z drugą wetką. Nie widziałam, co się działo. Ona potem wyszła do mnie, powiedziała, że go reanimowali, ale zawiodło serce. Prawdopodobnie miał wadę.
To było tak nagle... Najstraszniejsze w tym wszystkim, że muszę zadzwonić do jego byłej opiekunki, która była z nim strasznie związana. Wzięłam go w najlepszej wierze, a sprowadziłam na niego taki los...
Może gdybym go bardziej oswoiła, przeżywał by mniejszy stres u weta i jakoś by to było. Nie mógłby być kastrowany, ale by żył.
A tak wykończyłam szczura...
Teraz myślę, że powinnam była poprosić o sekcję, dla własnego spokoju, ale już za późno...
Czuję się taka odpowiedzialna...
Zabrałam go dzisiaj do weta, żeby go dobrze przebadać, ocenić jego szanse. Wydawał mi się spokojnym zwierzakiem, a w gabinecie, jeszcze w transpotrerku zaczął się rzucać, zachowywał się bardzo nerwowo. Wet wyjął go do badania, a on zaczął się szarpać, potem się wyprężył i opadł, tak jakoś zwiotczał. Wet porwał go do zabiegowego, tam ratowali go z drugą wetką. Nie widziałam, co się działo. Ona potem wyszła do mnie, powiedziała, że go reanimowali, ale zawiodło serce. Prawdopodobnie miał wadę.
To było tak nagle... Najstraszniejsze w tym wszystkim, że muszę zadzwonić do jego byłej opiekunki, która była z nim strasznie związana. Wzięłam go w najlepszej wierze, a sprowadziłam na niego taki los...
Może gdybym go bardziej oswoiła, przeżywał by mniejszy stres u weta i jakoś by to było. Nie mógłby być kastrowany, ale by żył.
A tak wykończyłam szczura...
Teraz myślę, że powinnam była poprosić o sekcję, dla własnego spokoju, ale już za późno...
Czuję się taka odpowiedzialna...
