![Obrazek](http://img214.imageshack.us/img214/1290/carmelek.jpg)
Wczoraj kiedy wróciłam do domu i zauważyłam wielkiego guza na policzku zdecydowałam, że pora się pożegnać. Mała miała jeszcze ranę po ropniu, która nie chciała się goić. Bałam się jechać do kliniki. Słyszałam różne rzeczy. Że nie pozwolą mi być przy niej, że nie oddadzą jej ciałka. Pani doktor powiedziała, że można ją jeszcze leczyć, jak spytałam czy coś można zrobić. Ale że będzie tylko gorzej i że jeśli zdecydowałam się na eutanazję to dobrze, lepiej dla szczurka. :( W klinice rzeczywiście wszystko jest robione na zapleczu. Ale kiedy wetka podała jej narkozę przyniosła mi małą. Usypiała na moich rękach. Później zabrała ją znowu i zrobiła zastrzyk do serduszka. A później do kasy. `Karmen, tak? Eutanazja.. ahaa.. no to prosimy 46 złotych`. Dosłownie jak z kupowaniem ciastka:`z kremem? poproszę 5 złotych`. :( Małej pomogłabym odejść za każde pieniądze, ale to powinno wyglądać jakoś inaczej. Delikatniej. :( I jeszcze wydruk i te słowa: `data SPRZEDAŻY`, `NABYWCA`. A co ja nabyłam? :( Kupiłam mojej kochanej szczurzycy śmierć. :( Do końca biegała, jeszcze przed wyjazdem do kliniki zjadła, napiła się. Strasznie trudno było ją pochować. Sprawdzałam czy aby na pewno nie bije jej serduszko, czy nie oddycha. :( Wiem, że zrobiłam dobrze. Już jej nie boli. Jest za Tęczowym Mostem. Ale strasznie pusto. 17.10 (w niedzielę) minęłyby 2 lata jak ją przyniosłam do domu. :( Dzień później pierwszy raz spotkałam się z moim narzeczonym. Była taka `nasza`. :( Przypominała mi te pierwsze dni. I teraz zawsze jak pomyślę o naszym początku będę mieć w oczach malutką Carmen, bez guza, biegającą, utrzymującą bez problemów równowagę. Przyjaciel odszedł. :( Nie wiedziałam, że tak można przywiązać się do Ogonka.
Carmen [*][/b]