Zaczne moze od początku... Morfi (Morfinka...) znalazła sie w moim domu 11 lipca tego roku... Byl to mój pierwszy szczur... wywalczony... Wyczekiwany... Jednak od początku kichala... Dawałam jej echinacee kichanie ustąpiło, a Morfi zmieniła sie z tchórzliwej szczurzycy w prawdziwą dusze towarzystwa... Nie mogła wysiedzien ani minuty w kaltce.. Chciała wyjsc chociazby po to zeby spac.. Ale nigdy w klatce... w ciągu dnia potrafiła chodzic za mną krok w krok, a gdy siedziałam na necie spała słodko na kolanach.. Co prawda miała troszke poryfinki z noska ale, że nie bylo żadnych innych obiawów uznałam, że nie ma się czym martwic..
Wczoraj nim poszłam spać pobawiłam sie z Morfą jak zwykle. Nie zauwazyłam zadnych zmian.. Gdy włozyłam ją do klatki również jak zwykla zaczęła "wisieć" na drzwiczkach żeby ja wyciągnąc z klatki. Nie mogłam. Bylo juz pozno a ja tyle jeszcze miałam zrobic.. Do łóżka położylam sie chyba poł do 1... nie mogłam zasnąć.. kręciłam sie wierciłam ale to na nic.. w tym czasie z klatki dochodziły tylko znikome odgłosy morfy... Leżałam dalej...
Usłayszłam dzwiek żwirku ale dosyć głosny wiec nie wyglądalo to na chodzenie po nim.. Jak zwykle wariuje w tej klatce- pomyslałam bo Morfi lubiła wyczyniać rózne akrobacje byle tylko ja wypuscic.. Nie minęło chyba 5 min a cos nie dawało mi spokoju.. wstałam. podeszłam do klatki zobaczyłam Morfe w rogu klatki (wykopała tam dziure w zwirku) nie ruszała sie ale widac bylo ze jescze oddycha... chociaz słabo... Wyciągłam ją. dosłownie przelewala mi sie przez palce.. Morfa wzieła jeszcze pare oddechów pomachała łapkami jakby chciała powiedzieć zegnaj.. i odeszła.. na moich rękach... widziałam ją przez łzy... Połozylam na ulubione szmatki a sama zostałam zapędzona do łózka przez moja mame.. była 2:45... lezłam była juz 6 rano a ja nadal wpatrywałam sie tepo w sufit... Jeszcze nie dotarło do mnie to co się stało...
Spałam 2 godziny.. Gdy obudziłam sie spodziewałam się, że zobacze to co zwykle czyle morfe czekajaca przy drzwiczkach az ja wypuszcze..
a jednak jej tam nie bylo..........
Była u mnie tylko niecałe 3 tygodnie... Czemu odeszła? przeciez jescze w ciągu dnia byla taka jak zawsze.. co zrobiłam nie tak? nie wiem....
Jedyne co mi po niej pozostało to wspomnienia.. pusta klatka.. i cisza... ta nieznośna cisza...