Kredka od jakiegoś czasu była lekko "przygaszona", nie bawiła się tak ochoczo jak zwykle, poza tym wszystko było w normie. Stwierdziłam jednak, że to może wpływ pogody lub wieku i poprzestałam na obserwacji, co się z tego wykluje. Z Wiórką wszystko było w porządku, aż do środy. Wyjeżdżałam na długi weekend, więc szczury pojechały ze mną, miejsce już im znane, wcześniej kilka razy tam były. Jechały jak zwykle w ręcznie robionym transporterku, nic nowego nie było. Na miejscu późnym wieczorem Wiórka zaczęła mieć problemy z oddychaniem. Ciężko zipała, od razu oklapła, leżała w jednym miejscu i próbowała złapać oddech. Rano okazało się, że z Kredką też jest coś nie tak. Przez moment miała jakby podobne objawy (jakby nie mogła złapać oddechu), ale to był jednorazowy przypadek, natomiast później szczurzyna była pół przytomna, leciała przez ręce. W końcu udało mi się znaleźć całodobową lecznicę (to było Bożę Ciało, więc wszystko zamknięte), ale lekarz nie był zbyt wprawiony w leczeniu ogoniastych. Zrobił całkiem dokładny wywiad, osłuchał i dał im antybiotyk (Enrobiofloks, ten sam obu szczurom). Jak dotąd dostawały go przez 4 dni. U Kredki widać poprawę, jednak Wiórka jest w stanie wręcz agonalnym. Co to za paskudztwo im się przyplątało? To może być jednakowa choroba, czy mam po prostu pecha, że chorują w tym samym czasie? Jutro idę do "sprawdzonej" lecznicy, ale może macie jakieś sugestie? Co jeśli jest to jakaś poważniejsza choroba, np układu krążenia? Udało się komuś to względnie podleczyć? Dodam tylko, że Wiórka jest dość otyła, czy to może mieć wpływ na objawy choroby? Co robić?
