Mąż otrzymał w spadku dom. Wraz z domem- królika (ok.3 lat) i kota (rok).
I czuję się głupiutka i przytłoczona

- króliki mają niezwykle wrażliwe żołądki (do tej pory karmiony był karygodnie; w życiu nie widział suszek)
- też są zwierzątkami stadnymi, ale widzę, że forumowicze nie podchodzą do tego tak radykalnie, jak my

- spadkowy króliś ma zatrważająco małą klatkę; nigdy nie był puszczany wolno z tego więzienia
- mimo puchatego włosia nigdy nie był czesany- a powinien
Najbardziej przeraża mnie, że próbując go przestawiać pomału na zdrowsze jedzenie zrobię mu krzywdę i np. nie zauważę, że król ma zator w jelitach, albo inne dolegliwości.
A kot? Troszkę inaczej się je jednak karmi, niż psy, prawda? Do tej pory karmiony był żarełkiem z puszki kupowanej w Biedronce. I takowymi chrupkami. Podejrzewam, że zasada jest podobna jak u psów- jedzenie "naturalne" jest zdrowsze, niż trocinowe chrupki. Siedzę dziś i czytam, co jedzą kicie. I głupieję.
Żaden ze zwierzaków nigdy nie był szczepiony ani odrobaczony. Kot był raz w życiu u weta, jak był poważnie chorym kocim szczenięciem- sama z nim pojechałam bo właściciele nawet nie zamierzali. Nie jest kastrowany. Nie cierpi się z moim psem

Teściowa (była i pierwsza )właścicielka poprosiła, żeby go nie kastrować, bo w okolicy są dwie kotki i szkoda by było, gdyby kocurek nie mógł sobie poużywać. Ech, wiejska mentalność..
AAaaa! Mam ochotę złapać się za głowę i biegać wokół pokoju od nadmiaru informacji i dezinformacji. I jestem troszkę przerażona, bo jak mi to wszystko zacnie chorować, bić się? Nie dam sobie rady? Muszę szybciutko znaleźć sobie pracę, żeby mnie było na to wszystko stać.
Ktoś chce mnie pocieszyć?


Aha. Właścicielami powyższych zostaniemy.. od jutra.