
Gadułka, Gadusia, Gadzinka, Gadziejka... Zawsze miała swoje zdanie, lubiła usiąść, pomyśleć, a potem głośno je wyrazić. Chyba dzięki swojemu stoickiemu podejściu do życia dogadywała się z szaloną Blondyśką. Ukochana myszasta mojego męża - ze wzajemnością - tylko jego witała po przyjściu tak wylewnie, u niego na rękach odpływała ze szczęścia. Bardziej od niego kochała chyba tylko pełną miseczkę.
Guz w jej brzuchu knuł podstępnie, a my dowiedzieliśmy się o nim, kiedy było już za późno. Walczyliśmy, ale bardzo szybko okazało się, że nie mamy szans. Jeszcze nigdy decyzja o eutanazji nie kosztowała mnie tyle...