Nie jestem przesądna, ale wczorajszy dzień był bardzo, bardzo zły. Odeszła szczurza miłość mojego życia. Po serii błędnych diagnoz postawionych przez polecanych specjalistów od gryzoni i leczeniu, które tylko pogorszyło jego stan, pomogliśmy mu odejść, zresztą prawdopodobnie nie dożyłby rana. Serce mi pęka na myśl, że osobiście męczyłam moje najdroższe stworzenie, wciskając mu do pyszczka leki i przeprowadzając zabiegi, które zamiast pomagać, niszczyły jego organizm.
Adoptowany od Karoliny, która z bólem serca musiała go oddać, przeżył z nami bardzo szczęśliwy rok, pełen pieszczot i wspólnych zabaw. Miałam już kilku cudownych szczurzych przyjaciół, ale Artur był najmilszym i najbardziej przywiązanym do mnie stworzeniem, jakim dane było mi się opiekować.
Żegnaj, najsłodszy dumbolku świata
