14 marca Buba miał operację ostatniej szansy. Półtora miesiąca wcześniej doktor Kasia wycięła mu guza, który okazał się złośliwym mięsako-włókniakiem (czy jak mu tam), wszystko się pięknie zagoiło, Buba wrócił do stada i był alfą-weteranem wojennym, jego dwaj bracia odnosili się do niego z należytym szacunkiem

. Niestety, niedługo potem w ciągu dosłownie kilku dni odrosły 3 kolejne guzy :/. Rosły w tak ekspresowym tempie, że nie mogliśmy w to uwierzyć. Zwiększały się praktycznie na naszych oczach. Umówiliśmy się z panią doktor, że jeśli po otwarciu zabiedzonego bubinego ciałka odkryje jeszcze jakieś niespodzianki, ma go nie wybudzać. Tak też się stało... twarda narośl na kręgosłupie zakończyła temat

.
Pocieszam się, że kiedy oddawaliśmy go do lecznicy, czuł się bardzo dobrze - w ogóle nie zauważał, że ma jakieś guzy, nie odebrały mu ani radości, ani apetytu. Do ostatnich chwil alfował stadu i radośnie pędził do miski, choć już nie pierwszy, jak to zwykle bywało, bo guzy zawadzały...
Bardzo nam dziwnie bez niego i pusto. W maju 2010 wzięliśmy pod opiekę całą trójeczkę braci piwnicznych i od zawsze stanowili jeden wspólny szczurzy organizm. Byli identyczni i dopiero w późniejszym okresie dało się ich odróżnić nie tylko po znaczeniu na brzuchach, ale też po wadze.
Śpij dobrze, Buba, byłeś naszym kochanym śmierdzielkiem i będziemy o Tobie pamiętać.