Yuki
: pn cze 04, 2012 7:58 pm
Przyjechała do mnie w październiku 2010r jako dorosła, 8mio miesięczna kobietka. Od początku pokazywała, że nie ma najmniejszego zamiaru współpracować.
Yuki - wyciągnięta z laba ... Nie wiem co im tam takiego robili, że Yuki całe swoje życie była po prostu wredna. Nie dała się oswoić ... Czuję do niej wielki szacunek właśnie za to, że nie dała się nigdy złamać. Miała swój charakter, swoje poglądy i całe życie była temu wierna.
Przyjechała do mnie. Pierwsze wrażenie było niesamowite. Sztywna przy dotyku ... nieeee, ona się nie bała! Ona nie lubiła nikogo, nie można było dotykać. Każda próba oswajania była nieskuteczna ... Wiele dni próbowałam namówić ją na smakołyk z ręki. Co robiła ? Cokolwiek bym jej nie dała olewała, odwracała się tyłem, odpychała łapką, a jak byłam zbyt nachalna, brała i odkładała obok. Nie zjadła! To było piękne.


Uparta.
Nie wydawała z siebie dźwięków ... Nawet moje szczury traktowały ją inaczej. Łączenie odbyło się bezproblemowo. Yuki bez słowa, przewróciła każdego po kolei na plecy i tak oto w 15 minut od zapoznania się ze stadem, została alfą. Ale spała sama. Ona była zbyt ważna żeby zadawać się ze mną, czy z moimi szczurami ...

Dumna.
Jak tylko zamieszkała z moim stadkiem, skutecznie pozbawiła je hamaków. Calutkie swoje życie, wszelkie złości ( a było ich troszkę ) wyładowywała na wszystkich wiszących w klatce szmatach. Zabić, zedrzeć, miażdżyć, zerwać i wywalić w kąt ! Nigdy się nie dowiem, co ona miała do tych szmat, ale wyraźnie jej przeszkadzały. Moje szczury przeniosły się więc ze spaniem do koszyków ... a każda próba powieszenia hamaka kończyła się tak samo.

Niszczycielka.
Yuki lubiła mnie czasem ugryźć ... Ot tak sobie ... przejdzie obok i dziabnie. W rękę, w bok, w brzuch ... gdziekolwiek .. aby niespodziewanie. Bo trzeba mi było przypomnieć, że ona tutaj panią jest. Gryźć całkiem przestała dopiero, jak zaczęła chorować. Już jej się nie chciało.

Złośliwa.
Lubiła dziwne rzeczy. Ot na przykład takie rzucanie miskami. Przecież nie dla każdego szczura, rzucenie miską tak by spadła mu na głowę jest przyjemne. Ona to uwielbiała. Kiedy udało jej się wywalić z klatki biały ser, rozsypując go na połowę pokoju, przymocowałam miskę do prętów śrubą ... Wpadła w złość ... później nie mogła pogodzić się z porażką. Przez 2 dni nie jadła i non stop siedziała w kuwecie narożnej. Po 2 dniach, rozpracowała miskę na tyle, że co prawda rzucić się nie dało, ale chociaż do góry nogami przekręciła.

Wredna.
Yuki zawsze była bardzo niezależna. Przypominała o tym i dla mnie ( gryząc ) i dla moich szczurów. Sprawiała wrażenie że nas nie lubi. Jakby specjalnie chciała zrobić nam przykrość. Ale była jedna osoba na świecie, którą Yuki kochała ... oficjalnie kochała ... Nie gryzła, zaczepiała, przychodziła, witała się zadowolona. Była to moja córka. Jedyna osoba, która nigdy nie bała się, że Yuki ją ugryzie. Ona wiedziała, że młoda jest dzieckiem. Wiedziała, że ten mały człowiek jest zbyt niewinny i nie zrozumiałby jej fochów. Dlatego ją jedyną akceptowała.

Mądra.
Darzyłam ją szczególnym uczuciem. Wzbudzała we mnie taki respekt, jakiego nie wzbudził we mnie żaden szczur. Ona wiedziała, że jest dla mnie kimś ważnym ... a ja, wiedziałam, że ona mnie na swój sposób też kocha. Nie dała się złamać .... Miała swój świat. Dzika, wredna szczura z laba. Śnieżynka.



Moja.
Dziś pomogłam jej odejść. Pojechałam z nią na ostatni zastrzyk... Chciałam być gotowa. Chciałam, by żyła tyle, na ile starczy jej sił żyć godnie ... By cierpiała jak najmniej .. fizycznie i psychicznie. Wiedziałam, że ten dzień przyjdzie. W sobotę uznałam że to już czas. Yuki nie miała siły wyjść z klatki, nie miała siły się myć ... chudła a każdy krok sprawiał jej ból.
Miałam być gotowa... A czuję się strasznie.
Bez Yuki, moje stado już nie będzie takie samo.
Yuki - wyciągnięta z laba ... Nie wiem co im tam takiego robili, że Yuki całe swoje życie była po prostu wredna. Nie dała się oswoić ... Czuję do niej wielki szacunek właśnie za to, że nie dała się nigdy złamać. Miała swój charakter, swoje poglądy i całe życie była temu wierna.
Przyjechała do mnie. Pierwsze wrażenie było niesamowite. Sztywna przy dotyku ... nieeee, ona się nie bała! Ona nie lubiła nikogo, nie można było dotykać. Każda próba oswajania była nieskuteczna ... Wiele dni próbowałam namówić ją na smakołyk z ręki. Co robiła ? Cokolwiek bym jej nie dała olewała, odwracała się tyłem, odpychała łapką, a jak byłam zbyt nachalna, brała i odkładała obok. Nie zjadła! To było piękne.


Uparta.
Nie wydawała z siebie dźwięków ... Nawet moje szczury traktowały ją inaczej. Łączenie odbyło się bezproblemowo. Yuki bez słowa, przewróciła każdego po kolei na plecy i tak oto w 15 minut od zapoznania się ze stadem, została alfą. Ale spała sama. Ona była zbyt ważna żeby zadawać się ze mną, czy z moimi szczurami ...

Dumna.
Jak tylko zamieszkała z moim stadkiem, skutecznie pozbawiła je hamaków. Calutkie swoje życie, wszelkie złości ( a było ich troszkę ) wyładowywała na wszystkich wiszących w klatce szmatach. Zabić, zedrzeć, miażdżyć, zerwać i wywalić w kąt ! Nigdy się nie dowiem, co ona miała do tych szmat, ale wyraźnie jej przeszkadzały. Moje szczury przeniosły się więc ze spaniem do koszyków ... a każda próba powieszenia hamaka kończyła się tak samo.

Niszczycielka.
Yuki lubiła mnie czasem ugryźć ... Ot tak sobie ... przejdzie obok i dziabnie. W rękę, w bok, w brzuch ... gdziekolwiek .. aby niespodziewanie. Bo trzeba mi było przypomnieć, że ona tutaj panią jest. Gryźć całkiem przestała dopiero, jak zaczęła chorować. Już jej się nie chciało.

Złośliwa.
Lubiła dziwne rzeczy. Ot na przykład takie rzucanie miskami. Przecież nie dla każdego szczura, rzucenie miską tak by spadła mu na głowę jest przyjemne. Ona to uwielbiała. Kiedy udało jej się wywalić z klatki biały ser, rozsypując go na połowę pokoju, przymocowałam miskę do prętów śrubą ... Wpadła w złość ... później nie mogła pogodzić się z porażką. Przez 2 dni nie jadła i non stop siedziała w kuwecie narożnej. Po 2 dniach, rozpracowała miskę na tyle, że co prawda rzucić się nie dało, ale chociaż do góry nogami przekręciła.

Wredna.
Yuki zawsze była bardzo niezależna. Przypominała o tym i dla mnie ( gryząc ) i dla moich szczurów. Sprawiała wrażenie że nas nie lubi. Jakby specjalnie chciała zrobić nam przykrość. Ale była jedna osoba na świecie, którą Yuki kochała ... oficjalnie kochała ... Nie gryzła, zaczepiała, przychodziła, witała się zadowolona. Była to moja córka. Jedyna osoba, która nigdy nie bała się, że Yuki ją ugryzie. Ona wiedziała, że młoda jest dzieckiem. Wiedziała, że ten mały człowiek jest zbyt niewinny i nie zrozumiałby jej fochów. Dlatego ją jedyną akceptowała.

Mądra.
Darzyłam ją szczególnym uczuciem. Wzbudzała we mnie taki respekt, jakiego nie wzbudził we mnie żaden szczur. Ona wiedziała, że jest dla mnie kimś ważnym ... a ja, wiedziałam, że ona mnie na swój sposób też kocha. Nie dała się złamać .... Miała swój świat. Dzika, wredna szczura z laba. Śnieżynka.



Moja.
Dziś pomogłam jej odejść. Pojechałam z nią na ostatni zastrzyk... Chciałam być gotowa. Chciałam, by żyła tyle, na ile starczy jej sił żyć godnie ... By cierpiała jak najmniej .. fizycznie i psychicznie. Wiedziałam, że ten dzień przyjdzie. W sobotę uznałam że to już czas. Yuki nie miała siły wyjść z klatki, nie miała siły się myć ... chudła a każdy krok sprawiał jej ból.
Miałam być gotowa... A czuję się strasznie.
Bez Yuki, moje stado już nie będzie takie samo.