moje małe tuptaczki:)
: śr sty 16, 2013 11:46 pm
a, więc i ja postanowiłam założyć moim panienkom wątek:)
z przyjemnością przedstawiam Bletkę i Chmurkę:)


i szczerze mówiąc nie do końca jestem pewna, która jest która. Chmurka jest okresami trochę grubsza - to mały żarłoczek i śpioch, straszny łasuch, jak była mała to była straszną pierdółką - jak ktoś nie trafia skacząc na półkę albo na łóżko to to jest właśnie Chmurka. poza tym - już 3 dnia stwierdziła, że nie ma po co się opierać, bo to zbyt męczące i zasnęła na ładnych parę godzin na moim brzuchu pod bluzą - to taki ciur home edition. Bletka to jej przeciwieństwo - ma motorek w dupce i wszystkiego jest ciekawa - to discovery ciur:)
oprócz szczurów mam też psiaka, suczkę Elzę. w domu rodzinnym - psa Demonka i trzy koty(które jak dotąd nie miały okazji poznać się ze szczurkami)

i sama Elza

szczurki są ze mną już 6 miesięcy, a trafiły do mnie dość, w sumie, nieoczekiwanie. to znaczy - nigdy nie planowałam tego typu zwierzaków. aż do pewnego dnia...
ktoś udpstępnił na fejsfaku ogłoszenie dotyczące adopcji szczurów z jakiegoś laboratorium, było ich wiele i wszystkie białe. no i pomyślałam - aaaa, taki zwierzak, w sumie czemu nie? to chyba nie jest jakieś skomplikowane opieka nad szczurkiem, kilka znajomych z okresu szkoły kiedyś miało, jakoś dawali radę, a chyba lepsza taka adopcja niż uśpienie. skonsultowałam sprawę z moim chłopakiem i okazało się... że on zawsze chciał mieć szczurki. zanim napisałam do fundacji przekopałam forum, które okazało się kopalnią wiedzy i kompletnym zaprzeczeniem tego, jak wyobrażałam sobie życie z tymi zwierzakami. jeszcze tylko klatka, konsultowana w ostatniej chwili z wolontariuszką, jak tylko przyszła to następnego dnia maleństwa już były u nas w domu:) jednym słowem - wszystko na wariata, ale nie żałuję.
był 1 sierpnia 2012:) potwornie gorąco, w autobusie na początku ludzie z zaciekawieniem patrzyli, co my tam wieziemy w koszyku, później już byli wyraźnie zniesmaczeni zapachem, który zaczął się z niego wydobywać:) a moja mama jak się dowiedziała to się złapała za głowę, choć teraz oczywiście się dopytuje co tam u nich słychać i jak się czują.
właściwie to wpadłam po uszy i już planuję w wakacje przygarnąć jeszcze jednego lub dwa maluchy.
oswajanie było trudne - cały czas zastanawiałam się co robię źle. ale powoli było dużo lepiej. pierwsze dni oswajaliśmy na siłę, a później "po dobroci", czyli na smakołyki i żarcie. przez pierwsze miesiące łaziły tylko po łóżku, a kilka tygodni temu - odkryły, że można zejść i teraz latają po całym pokoju, robią wycieczki i co jakiś czas nas zaczepiają, sprawdzając co robimy i czy przypadkiem nie mamy żadnego jedzenia:)
a poniżej trochę zdjęć...
pierwszy dzień w nowym domku, a domek - prowizorka za słoika:)

maluszek, a w tle już urządzona klatka

i kilka aktualnych:)



z przyjemnością przedstawiam Bletkę i Chmurkę:)


i szczerze mówiąc nie do końca jestem pewna, która jest która. Chmurka jest okresami trochę grubsza - to mały żarłoczek i śpioch, straszny łasuch, jak była mała to była straszną pierdółką - jak ktoś nie trafia skacząc na półkę albo na łóżko to to jest właśnie Chmurka. poza tym - już 3 dnia stwierdziła, że nie ma po co się opierać, bo to zbyt męczące i zasnęła na ładnych parę godzin na moim brzuchu pod bluzą - to taki ciur home edition. Bletka to jej przeciwieństwo - ma motorek w dupce i wszystkiego jest ciekawa - to discovery ciur:)
oprócz szczurów mam też psiaka, suczkę Elzę. w domu rodzinnym - psa Demonka i trzy koty(które jak dotąd nie miały okazji poznać się ze szczurkami)

i sama Elza

szczurki są ze mną już 6 miesięcy, a trafiły do mnie dość, w sumie, nieoczekiwanie. to znaczy - nigdy nie planowałam tego typu zwierzaków. aż do pewnego dnia...

był 1 sierpnia 2012:) potwornie gorąco, w autobusie na początku ludzie z zaciekawieniem patrzyli, co my tam wieziemy w koszyku, później już byli wyraźnie zniesmaczeni zapachem, który zaczął się z niego wydobywać:) a moja mama jak się dowiedziała to się złapała za głowę, choć teraz oczywiście się dopytuje co tam u nich słychać i jak się czują.
właściwie to wpadłam po uszy i już planuję w wakacje przygarnąć jeszcze jednego lub dwa maluchy.

oswajanie było trudne - cały czas zastanawiałam się co robię źle. ale powoli było dużo lepiej. pierwsze dni oswajaliśmy na siłę, a później "po dobroci", czyli na smakołyki i żarcie. przez pierwsze miesiące łaziły tylko po łóżku, a kilka tygodni temu - odkryły, że można zejść i teraz latają po całym pokoju, robią wycieczki i co jakiś czas nas zaczepiają, sprawdzając co robimy i czy przypadkiem nie mamy żadnego jedzenia:)
a poniżej trochę zdjęć...
pierwszy dzień w nowym domku, a domek - prowizorka za słoika:)

maluszek, a w tle już urządzona klatka

i kilka aktualnych:)


