
Było dokładnie tak...
Decyzja była trudna. Zaczęło się od tego, że Sweety wyglądała i zachowywała się tragicznie, nie miała sił. Postanowiłyśmy iść do najbliższego lekarza, żeby nie stresować jej za bardzo. Na ulicę Łukasińskiego. Jowa została na zewnątrz, bo [wcale jej się nie dziwię] było to trudne. Zostałam ze Sweety.
- Dzień dobry. Przyszłam uśpić szczurka...
- Tak, a co się stało?
- Ona chyba się męczy... mykoplazmoza, prawdopodobnie jakiś wewnętrzny guz, nie ma już sił żeby jeść.
- Dobrze...
- A iloma zastrzykami pan usypia?
- No jednym.
- Jak to jedym?
- No usypiającym, a iloma?
- Dwoma, ze znieczuleniem...
- Dobrze dam jej dwa- głupiego jasia a dopiero później zastrzyk za... [patrzy na mnie, że prawie ryczę] ... trzymujący pracę serca. Musi pani ją do tego pierwszego przytrzymać.
...
- Dobrze, teraz jak zacznie działać to dam jej drugi...
- A mogę ją położyć w transporterce na polarku żeby się nie bała?
- Dobrze.
- ...
- A to wszystkie szczury tak kończą?
- Większość zapada na nowotwory- szczególnie samce. Ta samiczka ma mykoplazmozę [długi opis na życzenie bo pan lekarz nie wiedział co to jest], niektóre wykańcza zwykłe przeziębienie... Szczurki domowe to niestety dość delikatne zwierzęta...
- A ma pani jeszcze inne szczury w domu?
- Ja mam, ale ten nie jest mój.
- A GDZIE JE PANI LECZY?
- Mam znajomego weterynarza.
...
Mniej więcej było własnie tak. Poracha... Gościu sprawia wrażenie jakby niewiedział jak się nazywa :/