Moje Ciulowo

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Awatar użytkownika
Dorry_2000
Posty: 11
Rejestracja: pt mar 15, 2013 9:38 pm
Numer GG: 7921481
Lokalizacja: Sławno

Moje Ciulowo

Post autor: Dorry_2000 »

Cześć Wszystkim! Potraktujcie ten długi tekst poniżej jako prolog do tematu o moim obecnym stadku :-) Mam nadzieję, że na tym pierwszym poście temat ten się nie skończy ;-)

Nie bardzo lubię zamieszczać szczegóły z mojego życia w internecie, ale chcę stać się pełnoprawną członkinią Szczurzej Społeczności, więc w końcu się zebrałam, by napisać o sobie i swoich szczurkach, a właściwie ciulach ;-) Już śpieszę z wyjaśnieniem dlaczego te kochane stworzonka nazywam właśnie w ten sposób, otóż jest to moje osobiste zdrobnienie, którego nie powinniście mylić z obraźliwym epitetem. Jego pochodzenie można wyjaśnić w ten oto sposób: szczur → ściur → ciur → ciul. Tak moje szczury stały się w pewnym momencie ciulami, jest to pieszczotliwe określenie. Czasem nazywam je też myszami, mychami, myszolami itp.
Pierwszego szczura kupiłam raczej nie planując tego i nie mając jeszcze jakiegoś szczególnego upodobania do tych zwierzaków. Poszłam z mamą do zoologa mając 12-13 lat i spośród innych stworzonek zwróciłam uwagę na gromadkę garnących się do ręki szczurków. Kupiłyśmy jednego, ponieważ wtedy jeszcze nie wiedziałam, że lepiej byłoby dla niego, gdyby miał towarzysza, ale poświęcałam mu sporo czasu. Nazywał się Ramzes, bo kształt jego szpiczastego pyszczka skojarzył mi się z piramidą egipską, ale niedługo potem spostrzegłam, że tak naprawdę to jest Ramzinka ;-) - przez moją mamę nazywana żartobliwie Kleopatrą. Ramzinka była pięknym srebrnym szczurkiem (zapewne american blue) i sprawiła, że odtąd ten rodzaj gryzoni zajmował w moim sercu specjalne miejsce. Szczurcia odeszła chorując na nowotwór. Z żalem przyznaję, że w ostatnich dniach nie zaopiekowałam się nią należycie, bałam się, że w chorobie nie pozwoli mi wziąć się na ręce i spróbuje ugryźć, więc te chwile spędziła samotnie w swojej klatce. Już niedługo po jej śmierci wiedziałam, że źle zrobiłam, nie potrzebnie się jej bałam, a ona tak bardzo mnie wtedy potrzebowała... Obiecałam sobie, że gdy którykolwiek następny zwierzak będzie odchodził, to zostanę przy nim do końca.
2-3 lata później nabyłam małą czerwonooką albinoskę, którą mama określiła diabełkiem widząc jej harce, wtedy ja stwierdziłam, że ze względu na kolor nie może być diabełkiem tylko aniołkiem i tak nazwałam ją Angel. Była kochanym pulpaskiem, oczywiście dziś wiem, że w rzeczywistości była otyła i źle karmiona. Odeszła prawdopodobnie na zawał serca, sądzę tak ponieważ nie zdradzała wcześniej objawów żadnej choroby, zmarła nagle i, jak wspominałam, była grubaskiem.
Kolejnego szczura zapragnęłam sporo później, mając 21 lat, gdy rozpoczęłam moją dość zawiłą przygodę z uczelniami wyższymi ;-) Wtedy przede wszystkim chciałam, by mój kolejny szczurek był srebrny jak Ramzinka. Obdzwoniłam najbliższe zoologiczne, ale bez sutku. Ostatecznie mój ciulek przyjechał do mnie aż z Gdańska pociągiem, miał umaszczenie husky. Kruszyna (imię z powieści Stephena Kinga) niestety nie była ze mną długo, możliwe, że maluszkowi zaszkodziła podróż – złapała katar i po tygodniu, który był nam dany, zmarła na moich rękach, gdy wracałam od mojego sławieńskiego weterynarza – stwierdził, że wszystko jest w porządku... Postanowiłam, ze to będzie moja ostatnia wizyta z gryzoniem u tego weta.
Jednak pragnienie posiadania srebrnego szczurka nie osłabło. Po jakimś czasie w niezbyt odległym Koszalinie w sklepie zoologicznym prowadzonym przez miłośniczkę szczurów miały miejsce narodziny – ojcem był wyrośnięty „srebrniak”, a mama była fuzzem. Pomimo moich nadziei, nie było ani jednego srebrnego maluszka, ale postanowiłyśmy z siostrą wybrać dwie dziewczynki, kochające się siostrzyczki, jak my ;-) Kruszyna II i Diksi (bo umaszczenie miała jak nasz dawny piesek o tym imieniu) były najsłodszymi pieszczochami spośród wszystkich, ale to pewnie dlatego, że były naprawdę malutkie, gdy je wzięłyśmy. Pierwsza – moja – miała umaszczenie agouti, a druga – siostry – berkshire. Dziewczyny były kochane, każda miała inne usposobienie i zdaje mi się, że upodobniły się do swoich właścicielek ;-) Niestety nasza radość nie trwała długo. Gdy ciuliczki zbliżały się do roku zaczęły się problemy z oddychaniem i sinienie łapek u obu. Znalazłam weta w Słupsku, dziś mogę już stwierdzić, że to dobry wet. Najpierw były zastrzyki, ale prawdopodobnie był to nowotwór płuc, miały robione RTG. Kruszynka odeszła pierwsza, nocą, gdy ja spałam... Z Diksi nie było lepiej i nic nie zapowiadało poprawy, ale nie mogłam patrzeć jak siedzi sama, zapewne odczuwając brak swojej siostrzyczki. W Sławnie, gdzie mieszkam, nie mieli szczurków, więc pojechałam do Słupska, by znaleźć towarzyszkę dla naszej Diksuni.
Wiem, że mogę zostać potępiona za to, co napiszę dalej, ale cóż, stało się. W zoologu mieli dwa szczurki – husky i champagne, które ślicznie spały przytulone w kołowrotku niczym w hamaku. Okazało się, że to pan i pani... Zaczęłam się zastanawiać, co się stanie z tym samczykiem – najpierw zostanie sam tu w sklepie, a potem kupi go nie wiadomo kto. Zrobiło mi się go żal, choć teraz myślę, że to czarnowidztwo to mogła być melancholia po stracie Kruszyny. Wzięłam więc parkę, uspokajam, że nie byli rodzeństwem, bo samczyk był wyraźnie starszy i powiedziano mi, że ktoś go oddał do sklepu – wtedy uznałam, że słusznie martwiłam się o jego los. Podczas zapoznawania się całej trójki, spostrzegliśmy, że dziewczynka jest nieco zaokrąglona... Dlatego nazwaliśmy ją Baby, bo najwyraźniej w drodze były szczurze bobasy. Samca ochrzciłyśmy z siostrą Fredem, do dziś nie wiem czy od Freddy'ego Kruegera czy Freda Flintstone'a ;-) W planach była kastracja Fredzika, ale póki Baby była oddzielona w oczekiwaniu na poród, on nie nie musiał się martwić o swoją męskość (Diksi była już po okresie przekwitania). Dodam, że Fredzik był dżentelmenem i nie narzucał się naszej „staruszce”. Jednak niedługo po narodzinach Diksi odeszła. Baby i Fred spłodzili piątkę chłopaków, których, gdy odpowiednio podrośli, oddałam do sklepu, gdzie zostali poczęci. Rozwiesiłam przedtem ogłoszenia na mieście, ale nie było odzewu. Moja parka pozostała w separacji, ale mieli widzenia ;-) Kastracja jakoś się odwlekała w czasie, raz okazywało się, że są akurat ważniejsze wydatki, innym razem miałam wątpliwości czy Fredzik przeżyje zabieg. Tak minął prawie rok, szczurki były rozdzielone w klatce i biegały razem tylko pod moim nadzorem. Baby nie miała więcej dzieci, a że po roku szczury przekwitają, to postanowiłam zaryzykować i je połączyć – ciąży nie było, a one znowu tak ślicznie się przytulały, jak w tym dniu, gdy je kupiłam. Niedługo potem dostrzegłam u Baby guzka pod przednią łapką, pojechałyśmy do Słupska na zabieg. Było dobrze, przeczytałam na forum, że ktoś stosował okłady ze skrzypu na guzy, więc nazbierałam i ususzyłam spory zapas, parzyłam im z niego herbatki, które piły obok standardowej wody. Guz nie wracał przez prawie pół roku, ale ostatecznie znowu się pojawił – kolejny zabieg. Kilka miesięcy później niespodziewanie zachorował Fredzik, pojawiła się porfiryna z noska, napuszenie i zapadające się boczki przy oddychaniu, to był sobotni wieczór, więc musieliśmy przeczekać do poniedziałku. Dostawał zastrzyki, ale mniej więcej po tygodniu zmarł, miał ok. 2 lat. Biedna Baby potrzebowała towarzystwa. Przyznam, że tym razem się wahałam, bo każde odejście ciulka sprawiało mi ogromny ból, ale uznałam, że liczy się jej, nie mój, komfort i dobre samopoczucie, bo ja jakoś sobie poradzę po stracie, a ona będzie samotnie siedzieć nie rozumiejąc dlaczego.
Tradycyjnie najpierw udałam się do miejscowego zoologicznego. Znowu były tylko dwa szczurki, znowu parka... tym razem zostałam jednak poinformowana, że ona jest w ciąży. Miałam dylemat, bo po raz kolejny zastanawiałam się nad losem samczyka, któremu chcę zabrać towarzysza. Sławno to małe miasto i sądzę, że nikt tu, poza mną i jeszcze jedną znajomą nie hoduje i nie chce hodować szczurów (przypomnę brak odzewu na ogłoszenie po porodzie Baby). Wzięłam więc obydwa z mocnym postanowieniem wykastrowania chłopaka. Nową parkę nazwałam Dana i Fox (od imion bohaterów „Z archiwum X”), ona jest czarno-białym kapturkiem, on – husky. W tym czasie podstępnie rósł kolejny guz Baby (początkowo uznałam wybrzuszenie za ślad po szwach), jeszcze przed porodem Dany przeszła kolejny zabieg usunięcia guza, ale tym razem źle zniosła narkozę – wybudzała się wiele godzin. Uzgodniliśmy z weterynarzem, że była to ostatnia próba. Moja kochana myszka odeszła niedługo po narodzinach, bo szybko pojawiały się dwa kolejne guzy, które też szybko się powiększały – zdecydowałam się na ostateczny krok... Brakowało mi jej o tyle bardziej, że nie mogłam znaleźć pocieszenia w nowych ciulach, tzn. Foksiu był i jest kochany, i słodko liże mi rękę, ale Dana z powodu ciąży od początku mnie gryzła i bałam się, że się tego nie oduczy. Miałyśmy więc ciężkie początki, ale teraz nie gryzie, a ja bez strachu potrafię się zdobyć na ucałowanie jej, a także przyjąć od niej całusa ;-)
Maluszki, które przyszły na świat możecie znać z ogłoszenia, które zmobilizowało mnie do założenia konta na forum, wcześniej bywałam tu gościem, ale anonimowym. Dana i Fox spłodzili ósemkę różowych klusek, wszystkie w typie kapturka, 4 dziewczynki i 4 chłopców, piątka czarno-białych i trójka beżowo-białych. Dwie dziewczynki znalazły dom w Gdyni, dwie zostały ze mną – Melisa i Samantha (imiona sióstr bohaterów „Z archiwum X”). Obecnie dziewczynki przebywają z mamą, a synkowie z tatą. Tych, którzy śledzili losy maluchów z ogłoszenia, uspokajam, że nie siedzą one już w klatce dla myszy, kupiłam im używaną, zdaje się, że dla szynszyli. Niestety kastracja Foxa, którą planowałam, nie doszła do skutku, bo ciulek od początku cierpiał na katar, przy jego anemicznej figurze musiał mieć obniżoną odporność. Był dwa razy na serii zastrzyków, niby była krótkotrwała poprawa, albo tylko pozorna, bo teraz zdaje mi się, że choroba rozwinęła się w zapalenie płuc. Czytałam jednak na forum, że nie poleca się oddzielania chorego na to szczurka, dlatego jest z synkami. Ponieważ Fox ciągle ma tą anemiczną figurę i nie zdrowieje, obawiam się, że znowu będę musiała zakończyć cierpienia kochanego zwierzaczka...
Póki co, ciągle nie wiem co zrobię z chłopakami, poczytam czy ktoś ma dwa stada różnej płci i jak sobie z tym radzi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”