Jeden z maluchów już w pełni się zaadaptował i mnie zaakceptował. Wchodzi na ręke, "całuje mnie"

Na razie nie pozwoliłam na bezpośredni kontakt. Stawiałam ich klateczki obok siebie, dosypywałam im trochę trocinek z drugiej klatki, by poznały zapach, przysuwałam do klatki pojedynczo, by mogły się przez szczebelki obwąchać. Ani u maluchów, ani u staruszka nie było widać żadnych objaw agresji. Maluszki były bardzo zaciekawione, starszy raz był zaciekawiony, raz mu to wisiało koło ogonka

Chciałabym już je powoli ze sobą oswajać, zanim znajdą się w jednej, dużej klatce. Jednak mam kilka obaw, mianowicie:
-Nie mam wanny, ani innego urządzenia/pomieszczenia, gdzie mogłabym spokojnie szczurasy puścić bez obaw, że mi uciekną oraz móc je stale kontrolować.
- Maluchy zachowują się, jak małe "pchełki z adhd". Gdybym do pierwszego kontaktu posłużyła się łóżkiem lub podłogą, to boje się, że w ciągu 2 sek by mi zwiały. (nie maja obaw co do skakania na dłuższe dystanse).
- Ich rozmiar, a na pewno wagę, gdyby pomnożyć z 5 razy (3 klusków), może ewentualnie zrównałaby się z waga i rozmiarem Sparky'ego. Toteż boje się, że gdyby Sparky się na któregoś z nich rzucił, na pewno nie obyło by sie bez rozlewu krwi. To takie małe, delikatne ciałeczka. Az mnie dreszcz przechodzi na myśl, że miały by się spotkać z zębami Sparky'ego. To trochę, jakby postawić obok dorosłego, 700 gramowego szczura, koło takiej wyrośniętej myszki

Co w takim wypadku powinnam zrobić? Próbować je łączyć teraz (pojedynczo), czy poczekać aż urosną na tyle, by mogły bez problemu się w razie czego obronić i "mieszkać" w dużej klatce ze staruszkiem?