Wczoraj rano jak zwykle przyszłam wycałować szczurki i wyczyścić ich siuśki kiedy zauważyłam, że mój roczny chłopak nie chce wyjść z hamaka. Od razu wyczułam, że dzieje się coś złego, za dużo już widziałam.
Kiro jest słaby, trochę się leje przez ręce, ALE:
-łapki przednie i tyle funkcjonują w miarę dobrze, szczur chodzi, nie czołga się, jest po prostu powolny.
-ogon je (powoli i z lekkim trudem, ale udaje mu się utrzymać karmę) ale nie chce pić.
-jedno oczko jest zalane porfiryną
-normalnie się załatwia, nie ma temperatury, nie krzywi łebka, nie przewraca się na boki.
Niedawno się przeprowadziłam w nowe miejsce i stało się to czego się najbardziej obawiałam, nie mogę znaleźć dobrego weta. Pojechałam z młodym do niedawno otwartej kliniki, pan weterynarz przyznał, że nie jest specjalistą od gryzoni. Kiro miał zrobione echo, nie wykryto niczego niepokojącego, z tym, że jego serduszko trochę dziwnie biło (wet słyszał coś jak echo, podwójne bicie serca ?) ale nie był pewien czy stres nie namieszał też w ocenie. Nie mam pojęcia co robić, jutro spróbuje z innym wetem, ale nie jestem pozytywnie nastawiona.
Czy ktoś miał podobny problem? Nie wygląda mi to na typowy udar (a takie mi się już pojawiły u ogonków) ani na nic neurologicznego, ale koniec końców nie jestem lekarzem i nie mogę być niczego pewna.
