abishai (18 maja 2005)
: wt maja 24, 2005 10:44 pm
przybyla do mnie 9 stycznia tego roku... miala wtedy dwa lata... od poczatku daleko jej bylo do okazu zdrowia - duzy guzek na brzuszku miedzy tylnymi lapkami, przerzedzone, matowe futerko, slady porfiryny wokol oczek... byla wychudzona i prawdopodobnie slepa... ale trzymala sie bardzo dzielnie... szybko oswoila sie z nowym stadem... kiedy wypuszczalam ogony z klatki, abishai spacerowala troche po kanapie (nigdy nie zeszla na podloge), po czym szla spac do spiworka, ktory specjalnie dla niej lezal w rogu lozka - powygryzala w nim malutkie dziurki... jakis czas temu zostal u niej wykryty inny guzek - w srodku... rosl... powoli, ale stale... abishai spala coraz wiecej, ale wciaz miala sily na krotkie spacerki i chetnie jadla jogurty, kaszki i gerberki na kolacje...
17 maja, we wtorek, poczula sie gorzej... cos bylo nie tak... oddychala troche ciezej, byla zdezorientowana... chodzila i poruszala sie nawet sprawnie, ale co chwila zatrzymywala sie, zeby odpoczac... to przyszlo nagle i wiedziam, ze poprawy juz nie bedzie... zastanawialam sie, czy nie dac jej czasu do rana... wtedy nagle wyszla z klatki i odwrocila pyszczek w moja strone... stala tak, jakby prosila mnie o pomoc... wygladala na taka zagubiona i bezradna... nie wiedziala, co sie dzieje... wzielam szmatke z hamaczka, zeby czula znajomy zapach, wlozylam ja do szczurzej torby i poszlysmy do weterynarza... probowala wyjsc... musiala sie bac... bylo juz po polnocy...
dostala morbital... podskornie... podwojna dawke... usnale po prostu na swojej szmatce w szczurzej torbie... nie chcialam trzymac jej na kolanach - nigdy nie lubila byc dotykana... pilnowalam tylko, zeby bylo jej wygodnie i zeby czula sie mozliwie jak najbardziej bezpieczna... mam nadzieje, ze jest juz w swoim domu po drugiej stronie teczy...

spij slodko, kochanie...
17 maja, we wtorek, poczula sie gorzej... cos bylo nie tak... oddychala troche ciezej, byla zdezorientowana... chodzila i poruszala sie nawet sprawnie, ale co chwila zatrzymywala sie, zeby odpoczac... to przyszlo nagle i wiedziam, ze poprawy juz nie bedzie... zastanawialam sie, czy nie dac jej czasu do rana... wtedy nagle wyszla z klatki i odwrocila pyszczek w moja strone... stala tak, jakby prosila mnie o pomoc... wygladala na taka zagubiona i bezradna... nie wiedziala, co sie dzieje... wzielam szmatke z hamaczka, zeby czula znajomy zapach, wlozylam ja do szczurzej torby i poszlysmy do weterynarza... probowala wyjsc... musiala sie bac... bylo juz po polnocy...
dostala morbital... podskornie... podwojna dawke... usnale po prostu na swojej szmatce w szczurzej torbie... nie chcialam trzymac jej na kolanach - nigdy nie lubila byc dotykana... pilnowalam tylko, zeby bylo jej wygodnie i zeby czula sie mozliwie jak najbardziej bezpieczna... mam nadzieje, ze jest juz w swoim domu po drugiej stronie teczy...

spij slodko, kochanie...