moja Flusia
: pn paź 31, 2005 1:49 pm
Dziś, w południe moja Flusia zasnęła na zawsze...
Chorowała od dawna, to był nowotwór- chłoniako-mięsak, rozrastał się w jwj małym ciałku...
nic nie mozna było zrobić... jednak moja kochana Kluseńka walczyła dzielnie, nie poddawała się, chciała żyć...
i żyła długo, u mnie ok. pół roku, a była chora juz wcześniej...
jednak jakiś czas temu zaczęła słabnąć...
jadła juz praktycznie tylko półpłynne pokarmy, trochę pokasływała i zaczęła ciężko oddychać, a wokół oczek pojawiała sie stale porfiryna... wiedziałam, ze nadszedł już czas, ale tak strasznie ciężko było mi się przełamać...
lekarz po postawieniu diagnozy (był już przerzut na węzeł chłonny, który szybko się powiększał) dawał jej 3 tygodnie...
żyła jeszcze 3 miesiące, a ja... miałam nadzieję, że jeszcze trochę to przeciągniemy...
przekładałam decyzję z dnia na dzień, pocieszając się, ze jeszcze nie jest tak żle...
ale już było...
dziś rano popatrzyłam na to biedne pysio... i pomyślałam, że nie zasłużyła sobie na cierpienie, że dalej czeka ją tylko ból...
tak bardzo chciałam jej pomóc i nie mogłam inaczej, jak tylko tak...
czuję się taka bezsilna, tak mi ciężko...
ryczałam w drodze, w trakcie i teraz...
moja biedna, kochana Kruszyno, Kluseczko, Flusiu...
śpij spokojnie i niech zawsze świeci Ci słonko za Tęczowym Mostkiem...
Chorowała od dawna, to był nowotwór- chłoniako-mięsak, rozrastał się w jwj małym ciałku...
nic nie mozna było zrobić... jednak moja kochana Kluseńka walczyła dzielnie, nie poddawała się, chciała żyć...
i żyła długo, u mnie ok. pół roku, a była chora juz wcześniej...
jednak jakiś czas temu zaczęła słabnąć...
jadła juz praktycznie tylko półpłynne pokarmy, trochę pokasływała i zaczęła ciężko oddychać, a wokół oczek pojawiała sie stale porfiryna... wiedziałam, ze nadszedł już czas, ale tak strasznie ciężko było mi się przełamać...
lekarz po postawieniu diagnozy (był już przerzut na węzeł chłonny, który szybko się powiększał) dawał jej 3 tygodnie...
żyła jeszcze 3 miesiące, a ja... miałam nadzieję, że jeszcze trochę to przeciągniemy...
przekładałam decyzję z dnia na dzień, pocieszając się, ze jeszcze nie jest tak żle...
ale już było...
dziś rano popatrzyłam na to biedne pysio... i pomyślałam, że nie zasłużyła sobie na cierpienie, że dalej czeka ją tylko ból...
tak bardzo chciałam jej pomóc i nie mogłam inaczej, jak tylko tak...
czuję się taka bezsilna, tak mi ciężko...
ryczałam w drodze, w trakcie i teraz...
moja biedna, kochana Kruszyno, Kluseczko, Flusiu...
śpij spokojnie i niech zawsze świeci Ci słonko za Tęczowym Mostkiem...