Heniu?
: pt lut 03, 2006 4:42 pm
Kartka z mojego pamiętnika, z dnia 31.01/01.02. 2006
godzina 04:45
" UMARŁ HENIUŚ
Uczyłam się toxyn (egzamin jest 2 lutego)... Przysypiałam już mocno, więc o 03:30 zgasiłam światło. 10 minut później obudziło mnie szamotanie za łóżkiem i po chwili zobaczyłam Heniusia, który wgramolił się na poręcz mojego łóżka. Odruchowo chciałam go przegonić, żeby mi nie zakosił notatek, którymi usłane było całe łóżko. Machnęłam swetrem w jego stronę, ale on się nie cofnął. Zrobił kilka kroków w moim kierunku i spadł mi na posciel...
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami, walącym sercem i trzęsącymi sie dłońmi... A on dostał drgawek, kilka razy jakby chciał się podnieść, odejść, odskoczyć... Zarzuciło nim do przodu, do tyłu, na bok... Aż położył się tuż przy mnie i ciężko oddychał. W końcu westchnął po raz ostatni jakby wypluwał z siebie ducha... i już nie żył. Była 03:43...
Od ponad godziny siedzę zaryczana na łóżku i tulę jego ciepłe ciałko do piersi.
Pieszczę palcami miekkie uszko...
Mój ukochany, maleńki chłopiec....
Leży na moich kolanach taki cichy i spokojny. Już nie meczy się walcząc o każdy oddech...
wyglada jakby spał, głębokim snem. Jest ciągle taki cieplutki.Ma takie delikatne ciepłe łapki i takie mięciutkie uszka...
Śpi, mój skarb... Mój Heniuś...
Umarł przy mnie. Dlaczego? W zaciszu własnego domu, w miejscu które kochał... Bez zastrzyków, obcego gabinetu, metalowo-zimnego stału i białego fartucha...
A ja teraz go tulę i pieszczę, bo nie mogłam tego robić, gdy zył... Dorastał w laboratorium, gdzie nikt mu nie okazywał czułości, więc nie byłprzyzwyczajony do pieszczot. Nie lubił ich, a ja to szanowałam, wiedząc, że nie są dla niego miłe.
Teraz nadrabiam to... Tulę go, głaszczę, pieszczę, całuję...
Cały jest mokry od moich łez..."
Zasnęłam razem z nim w objęciach, ale spałam tylko 2 godziny. Potem znów trzymałam w rękach sztywne i zimne już ciałko przez kolejne godziny...
Uszka do końca były miękkie i różowe, choć łapki miał sine...
Wypłakałam wszystkie łzy i wypłukałam się ze wszystkich emocji i dopiero ok godziny 11 umieściłam Heniusia w kartonowym domku, wymoszczonym mięcieutko i z dropsem na drogę... Teraz czeka na pogrzeb - pewnie poczeka do wiosny...
(Dodam tylko, że 3 dni wcześniej uspiłam Arturka - moją myszkę... Teraz razem czekaja na pogrzeb.)
Kocham go i nie wierzę, że to już... że czas, jaki nam był dany minął już bezpowrotnie...
Jest pozytywny aspekt tej historii. W marcu heniusiową klatkę zapełnią dwa maluchy, a jeden z nich będzie szczęściarzem -jak Heniek- uratowanym z laboratorium. Heniek napewno będzie się cieszył...
godzina 04:45
" UMARŁ HENIUŚ
Uczyłam się toxyn (egzamin jest 2 lutego)... Przysypiałam już mocno, więc o 03:30 zgasiłam światło. 10 minut później obudziło mnie szamotanie za łóżkiem i po chwili zobaczyłam Heniusia, który wgramolił się na poręcz mojego łóżka. Odruchowo chciałam go przegonić, żeby mi nie zakosił notatek, którymi usłane było całe łóżko. Machnęłam swetrem w jego stronę, ale on się nie cofnął. Zrobił kilka kroków w moim kierunku i spadł mi na posciel...
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami, walącym sercem i trzęsącymi sie dłońmi... A on dostał drgawek, kilka razy jakby chciał się podnieść, odejść, odskoczyć... Zarzuciło nim do przodu, do tyłu, na bok... Aż położył się tuż przy mnie i ciężko oddychał. W końcu westchnął po raz ostatni jakby wypluwał z siebie ducha... i już nie żył. Była 03:43...
Od ponad godziny siedzę zaryczana na łóżku i tulę jego ciepłe ciałko do piersi.
Pieszczę palcami miekkie uszko...
Mój ukochany, maleńki chłopiec....
Leży na moich kolanach taki cichy i spokojny. Już nie meczy się walcząc o każdy oddech...
wyglada jakby spał, głębokim snem. Jest ciągle taki cieplutki.Ma takie delikatne ciepłe łapki i takie mięciutkie uszka...
Śpi, mój skarb... Mój Heniuś...
Umarł przy mnie. Dlaczego? W zaciszu własnego domu, w miejscu które kochał... Bez zastrzyków, obcego gabinetu, metalowo-zimnego stału i białego fartucha...
A ja teraz go tulę i pieszczę, bo nie mogłam tego robić, gdy zył... Dorastał w laboratorium, gdzie nikt mu nie okazywał czułości, więc nie byłprzyzwyczajony do pieszczot. Nie lubił ich, a ja to szanowałam, wiedząc, że nie są dla niego miłe.
Teraz nadrabiam to... Tulę go, głaszczę, pieszczę, całuję...
Cały jest mokry od moich łez..."
Zasnęłam razem z nim w objęciach, ale spałam tylko 2 godziny. Potem znów trzymałam w rękach sztywne i zimne już ciałko przez kolejne godziny...
Uszka do końca były miękkie i różowe, choć łapki miał sine...
Wypłakałam wszystkie łzy i wypłukałam się ze wszystkich emocji i dopiero ok godziny 11 umieściłam Heniusia w kartonowym domku, wymoszczonym mięcieutko i z dropsem na drogę... Teraz czeka na pogrzeb - pewnie poczeka do wiosny...
(Dodam tylko, że 3 dni wcześniej uspiłam Arturka - moją myszkę... Teraz razem czekaja na pogrzeb.)
Kocham go i nie wierzę, że to już... że czas, jaki nam był dany minął już bezpowrotnie...
Jest pozytywny aspekt tej historii. W marcu heniusiową klatkę zapełnią dwa maluchy, a jeden z nich będzie szczęściarzem -jak Heniek- uratowanym z laboratorium. Heniek napewno będzie się cieszył...